Był środek ciepłej, letniej nocy. Księżyc jasno świecił
na czystym granatowym niebie. Wiał lekki, przyjemnie chłodny wiatr a powietrze
pachniało wilgocią. Świerszcze grały cicho, poukrywane w wilgotnej trawie.
Harry Potter leżał na łóżku w swojej niewielkiej sypialni
na Privet Drive 4, z rękami założonymi za głowę. Niewidzącym wzrokiem,
wpatrywał się w sufit. Nie mógł zasnąć, ale nie z powodu wizji czy koszmarów.
To było coś innego. Chłopak miał dziwne przeczucie, że coś ważnego się wydarzy
tej nocy. A już dawno nauczył się ufać swoim przeczuciom. Nawet na wszelki
wypadek spakował kufer, który pomniejszył machnięciem ręki. Na początku
czwartej klasy, ze zdziwieniem zauważył, że bez problemu czarować bez pomocy
różdżki czy nie wypowiadając nawet słowa. Nikomu o tym nie powiedział ponieważ
bał się, że to może być kolejny z jego odziedziczonych po Voldemorcie talentów
a to oznaczałoby, że ich więź przybrała na mocy. Ale z czasem zauważył, że to
nie prawda już pomijając fakt iż Czarny Pan nie potrafi czarować bez różdżki.
Za to Harry używał magii bezróżdżkowej naturalnie, czasami nawet nie zauważał,
że to robił i musiał się pilnować, bo przychodziło mu to z taką łatwością jakby
było dla niego najnormalniejszą rzeczą na świecie, naturalną. To był cud, że
Hermiona niczego przez cały rok nie zauważyła. Dziewczyna zasypałaby go
pytaniami, na które najprawdopodobniej nie potrafiłby odpowiedzieć, w końcu sam
nie wiedział co się z nim dzieje, a wtedy przyjaciele zwaliliby wszystko na
Voldemorta i zaciągnęli Pottera do dyrektora.
A ten zapewne bez większego problemu wyciągnąłby wszystko
prosto z głowy chłopaka. Łącznie z wydarzeniami z cmentarza o których Gryfon
wolałby nie wspominać, nie z powodu traumy, ale tego co przez przypadek zrobił…
Będąc przywiązanym do grobu osłonił Cedrica przed zabijającą klątwą Pettigrew…
zwykłą tarczą, zwykłym Protego. Instynktownie rzucił zaklęcie, to był odruch.
Przecież każdy czarodziej wie, że Avady nie da się zatrzymać, ale oczywiście
on, Złoty Chłopiec musiał spróbować i oczywiście, udało mu się to! Bo przecież,
czemu nie?
Znowu to z nim było coś nie tak! Dlaczego nie mógł być
taki sam jak inni nastolatkowie w jego wieku?
Zawsze musiał być tym niezwykłym, wyróżnionym, z
przywilejami. Miał szczęście, że nikt oprócz niego o tym nie wie, inaczej
pewnie Prorok do końca życia nie dałby mu spokoju. Ale jakby się tak
zastanowić… to olać gazetę, on bardziej boi się Hermiony. Znał ją na tyle
dobrze i wiedział, że przyjaciółka nie spoczęłaby dopóki nie rozwiązałby tej
zagadki. A on i Ron pewnie musieliby jej pomóc.
Westchnął, ze zrezygnowaniem przymykając powieki. Nagle,
poczuł jak zalewa go fala gorąca. Usłyszał dźwięk zegara ciotki w salonie i już
wiedział, że właśnie wybiła północ. Otworzył szerzej oczy, wyginając plecy z
łuk i wbijając paznokcie w materac. Uchylił usta, ale nim zdążył wyrwać się z
nich krzyk szybko zagryzł dolną wargę. Do krwi. Nie wiedział co się z nim
działo. Łzy napłynęły mu do oczu, gdy palący chłopaka ogień przybrał na
intensywności. Czuł jakby spalano go żywcem, od środka…
Wszystko zniknęło, tak znienacka jak się pojawiło. Opadł
z ulgą na materac, oddychając ciężko i zaciskając mocno powieki. Chwilę zajęło
mu uspokojenie się. Kiedy znów otworzył oczy były one idealnie zielone,
zniknęły białka i źrenice. Po bladych policzkach Harrego spływały krwawe łzy. Widział
w głowie różne obrazy. Przelatywały bardzo szybko, ale on mógł wychwycić z nich
nawet najmniejszy szczegół. Wydawały mu się takie ciepłe, znajome… oglądał te
szczęśliwe i smutniejsze chwilę z czyjegoś życia. Czyjegoś naprawdę długiego
życia. Jego własnego życia. Nie rozpoznawał siebie w tych wspomnieniach, ale
był pewien, że nie były one snem i że należały właśnie do niego.
Przez ten cały czas, były uśpione a teraz wracały.
Tylko dlaczego tak późno?!
Zamrugał i zmarszczył brwi. Usiadł powoli, przykładając
chłodną dłoń do rozgrzanego czoła a drugą ręką starł krwawe łzy z policzków.
Głowa strasznie go bolała, a świat wirował przed oczyma. Nie mógł się skupić na
żadnej myśli, przelatującej mu teraz przez głowę. Potarł skronie, ale to nie
pomogło. Użyłby magii, ale czuł się strasznie zmęczony i senny…
Tak, musiał pilnie się przespać. Odciąć się od
rzeczywistości i tego chaosu który panował w jego umyśle. Wspomnienia i myśli
przeplatały się ze sobą, tworząc bezsensowną mieszankę. Jęknął.
Tego nie przewidywał w swoim planie. Nienawidził tak się
czuć… Zamknął oczy i położył się. Gdy tylko jego głowa dotknęła poduszki
zasnął, wykończony z delikatnym uśmiechem na ustach.
W końcu…
Na szczęście nic mu się nie śniło. Z wizjami by sobie
poradził, ale koszmary to inna sprawa. Nie mógłby ich kontrolować, zwłaszcza
przy tym co się aktualnie działo w jego głowie. Miał jedynie nadzieje, że gdy
się rano obudzi wszystko już będzie w porządku.
*
Ku swojej uldze, miał racje. Kiedy Harry się obudził,
dziesięć godzin później z zadowoleniem zauważył, że wspomnienia zdążyły się już
poukładać a chaos zniknął.
Usiadł na łóżku, spuszczając nogi na ziemię i przetarł
zaspane oczy, po czym ziewnął a w kącikach oczu pojawiły mu się łzy. Wyciągnął
ręce w górę, przeciągając się. Wstał i podszedł do okna. Zmarszczył brwi,
widząc słońce wiszące już wysoko na niebie. Była co najmniej dziesiąta a on
nadal nie został obudzony przez ciotkę… ach. Zupełnie zapomniał, że krewni
wyjechali dwa dni temu w odwiedzili do Marge. Mieli wrócić dzisiaj wieczorem,
ale jego do tego czasu już tutaj nie będzie.
-Och, Merlinie…- Westchnął z błogim wyrazem twarzy. Zaraz
zamarł, patrząc tępo przed siebie. Próbował się powstrzymać tylko przez chwilę,
po czym wybuchnął głośnym śmiechem a po policzkach spłynęły mu łzy rozbawienia.
Udało mu się opanować dopiero wtedy, kiedy zabrakło mu powietrza. Trzymając się
za bolący brzuch, powlókł się do łazienki. Wziął szybki chłodny prysznic, po
czym założył na siebie ubrania odziedziczone po kuzynie. Stanął przed lustrem i
skrzywił się. Nie podobały mu się te szmaty w związku z czym, nie zamierzał w
nich chodzić. Leniwym ruchem ręki wyczarował sobie nowe ubranie a to po Dudleyu
spalił. Założył zieloną koszulkę całą w czarne napisy, czarne skórzane rybaczki
oraz wysokie pod kolana czarne trampki. Wokół szyi przewiązał arafatkę. Również
przedłużył włosy z tyłu i związał je w luźny warkocz oraz pozbył się okularów.
Uśmiechnął się z satysfakcją. Teraz przypominał siebie o wiele bardziej.
Zszedł na dół do kuchni, zupełnie ignorując fakt iż
ciotka zabroniła mu do niej wchodzić, po czym jak gdyby nigdy nic przygotował
sobie śniadanie. W lodówce i szafkach nie zostało za dużo jedzenia wiec zrobił
sobie tylko jajecznicę na boczku, którą popił szklanką mleka. Siedząc przy
stole zapatrzony przez okno, chwilę zastanowił się co by tu dalej robić a, że
nie widział sensu w dłuższym siedzeniu w domu mugoli, postanowił się stąd
wyrwać. Chociaż miał pełną świadomość siedzących na zewnątrz i pilnujących go
członków Zakonu Feniksa, tak po prostu wyszedł z domu, z rękami założonymi za
głowę, niczym się nie przejmując. Ruszył w kierunku placu zabaw na polu. Zwykle
tam chodził, kiedy musiał pomyśleć albo nie miał co robić. Czyli spędzał tam
prawie całe wakacje, siedząc na ostatniej ławce której banda Dudleya nie
zdążyła jeszcze zniszczyć i patrzył się w niebo. Teraz też na niej usiadł, ale
wbił wzrok w zarośla. Słyszał szelest krzaków kiedy jego strażnik, według
siebie dyskretnie, podążał za nim. Nie poznawał magicznej sygnatury tej osoby,
ale pamiętał, że czuł ją kilka razy od początku pobytu na Privet Drive.
Przez chwilę z zamyślonym wyrazem twarzy, wpatrywał się w
kryjówkę członka Zakonu, po czym wstał i podszedł do niej powoli. Odsunął
gałęzie, spoglądając na twarz niskiego, łysego mężczyzny o ciemnej karnacji.
-Ee…- Zająkał się nieznajomy.- Cześć.- Uśmiechnął się
niewinnie.
-Witaj.- Rzekł pogodnie Harry.- Mogę poznać twoje imię?
-Mundungus Fletcher.
-Rozumiem, że to Dumbledore kazał ci mnie śledzić.-
Namyślił się i dodał po chwili.- Pilnować. Ale mi nie na rękę jest teraz, by
ktokolwiek za mną szedł więc proszę, zaśnij.- Przesunął mu wolno dłonią przed
twarzą a powieki mężczyzny opadły ciężko. Nawet nie próbował się opierać. Osunął
się na ziemię, pogrążony w głębokim śnie. Harry uśmiechnął się lekko, odwrócił
na pięcie, przeszedł kilka kroków z rękami założonymi za głowę i zniknął bez
charakterystycznego trzasku.
Pojawił się w jednej z ciemnych uliczek Londynu,
niedaleko centrum handlowego, które było jego celem. Musiał zrobić duże zakupy.
Podejrzewał, że szat czarodziejów posiada aż nadto, ale za to zero zwykłych
ubrań, w których mógłby pokazać się wśród mugoli. Wszedł do środka, rozglądając
się dookoła. Nigdy wcześniej nie miał okazji odwiedzić takiego miejsca. Centrum
było dosyć duże, pełne sklepów a nazwa żadnego nic mu nie mówiła. Postanowił
więc wejść do każdego po kolei. I tak też zrobił. Nie przejmując się kosztami,
godzinami oglądał rożne rzeczy i kupował wszystko, co mu się spodobało.
Świetnie się bawił. Nie pamiętał kiedy ostatnio mógł pozwolić sobie na chwilę
relaksu. Późnym popołudniem był już obładowany przez co najmniej kilka
wypakowanych po brzegi toreb z każdego sklepu jaki odwiedził a było ich sporo.
Ukrył się w łazience by wszystko pomniejszyć i schować do czarnego, skórzanego
plecaka który sobie kupił. Później udał się do KFC. Wiele razy słyszał jak
Dudley opowiada o tym Fast-Foodzie i zawsze chciał tam zjeść, ale przez to
wszystko co działo się w jego życiu nigdy nie miał takiej okazji. Chociaż,
praktycznie od urodzenia mieszkał w Londynie to tak naprawdę, oprócz tego co
piszę w książkach, niczego nie wiedział o tym mieście.
Pozostawiony samemu sobie bez mapy, niewątpliwie zgubiłby
się. Kiedy zjadł i opuścił budynek na zewnątrz było już ciemno. Księżyc w
pełni, świecił jasno na czystym, granatowym niebie. Kiedy to zobaczył od razu
pomyślał o profesorze Lupinie, który teraz pewnie przechodził swoją przemianę.
Westchnął.
I tak nie mógł na ten moment niczego z tym zrobić, więc
nie ma co się przejmować, a Snape na pewno dał Remusowi eliksir Tojadowy.
Uspokojony, wszedł do jednej z ciemnych uliczek i
deportował się.
*
Pojawił się przed czarną, żelazną bramą staroangielskiej
posiadłości o białych ścianach z czarnymi akcentami. Prowadziła do niej,
biegnąca przez różane ogrody, ścieżka z czerwonych kamyczków. Nad krzakami
unosiły się setki świetlików, co wyglądało naprawdę niesamowicie na tle nocy.
Przeszedł przez furtkę i wolnym krokiem ruszył w kierunku posiadłości. Na środku
ścieżki stała podświetlona fontanna z feniksem. Przechodząc obok, przystanął i
wrzucił do niej galeona skropionego krwią. Czarne oczy ptaka rozbłysły na
chwilę szkarłatem. Harry wszedł po kamiennych schodkach do dużych, dębowych
drzwi. Dotknął ich delikatnie, przejeżdżając opuszkami palców po drewnie a
wrota otworzyły się przed nim bezszelestnie, wpuszczając smugi światła
księżyca, do ciemnego holu. Gdy tylko wszedł do środka, pochodnie wiszące po
obu stronach ścian zapłonęły.
-Wróciłem do domu.- Oświadczył z szerokim uśmiechem,
zakładając ręce za głowę. Zaraz na twarzy chłopaka pojawiło się zdziwienie,
kiedy usłyszał odgłos pośpiesznych kroków. Drzwi po prawej stronie zostały
nagle otworzone z rozmachem a oba skrzydła uderzyły w kamienną ścianę z głośnym
trzaskiem.
-Mistrzu!
Spodobały mi się najbardziej fragmenty:
OdpowiedzUsuń"Przecież każdy czarodziej wie, że Avady nie da się zatrzymać, ale oczywiście on, Złoty Chłopiec musiał spróbować i oczywiście, udało mu się to! Bo przecież, czemu nie?"
To takie prawdziwe xD
"Ale jakby się tak zastanowić… to olać gazetę, on bardziej boi się Hermiony."
No tak, Miona postrach biednego Harrego xD
Dobra, a teraz komentarz, a nie ;)
Uwielbiam wszystkie opowiadania, w których Harry przypomina sobie swoje poprzednie ja, kimkolwiek by ono nie było. A do tego parring, którego jeszcze nie czytałam, więc bez przeszkód mogę się zagłębiać ;)
Powiem jeszcze, że razi mnie trochę ta biała czcionka na tym czarnym tle >< Ale jakoś to przezwyciężę.
Lecę czytać dalej.
Znad krzaczastych,
Lau~
Ps. Weryfikacja obrazkowa jest naprawdę upierdliwa~
"Ale jakby się tak zastanowić… to olać gazetę, on bardziej boi się Hermiony." - to mnie po prostu powaliło! <3
OdpowiedzUsuńJeszcze ten kawałek z KFC był taki uroczy, po prostu nie dało sie nie usmiechnąć przed monitorem.
Ale do rzeczy: bardzo mrocznie, ale ciekawie. Myślałam, że już nic w tym stylu mnie nie zaciekawi, a tu niespodzianka! Ogólnie nie podoba mi sie jak tak diametralnie zmienia sie charakter postaci (taaak, Harry wg mnie jest dosyć szary i mdły w wersji Rowling, a tutaj jest po chwili zupełnie inny) ale widze, że będzie to miało jakies uzasadnienie. Jestem tego ciekawa, więc czytam dalej ;)
+ jeszcze nic nie było ukazane z tego paringu, a nie mam pojęcia jak to przedstawisz. Tak więc: do następnego rozdziału!
Witam,
OdpowiedzUsuńo matko, Htakermiona postrachem Harrego, nie ma tarczy przed avadą a on musiał spróbować i się udało...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie