Spec: Rozdział 1

Czarna limuzyna zaparkowała przed luksusowym hotelem, Ventus.
Do oszklonych drzwi, prowadził czerwony dywan, po którego obu stronach stały złote barierki, połączone czerwonym jedwabiem, a wejścia pilnował stojący na baczność strażnik w niebieskim mundurze. Chociaż na parterze, w recepcji paliło się światło to na każdym piętrze, w oknach, było ciemno.
Z samochodu, wysiadł niezwykle przystojny młodzieniec. Miał drobną i szczupłą ale idealnie wysportowaną sylwetkę, delikatne rysy twarzy, burzę kruczoczarnych włosów z tyłu długich do pasa, spiętych w luźny warkocz, nieskazitelną mlecznobiałą cerę, pełne malinowe usta oraz duże, błyszczące oczy o intensywnym kolorze ciemnej zieleni z hipnotyzującym, przenikliwym spojrzeniem.
Ubrany był w garnitur z zielonym krawatem oraz eleganckie buty z czarnej skóry. Poruszał się ze swobodą i gracją, a z jego ruchów dało się wyczytać pewność siebie.
Prawdziwy arystokrata.
Chłopaka otaczała dziwna aura, tajemniczości. Przyciągała wzrok ale i kazała niepożądanym trzymać się z daleka.
-Przepraszam.- Powiedział strażnik, zagradzając mu drogę. Nastolatek podniósł na niego wzrok, a mężczyzna mimowolnie się wzdrygnął. Czuł się nagi, odkryty pod tym spojrzeniem. Te oczy wwiercały się w duszę, pozostawiając trwały ślad swej bytności i wyrywały ze świadomości, te najgłębiej skrywane mroczne tajemnice oraz sekrety.
-Słucham?- Zapytał ze spokojem. Strażnik zawahał się lekko. Czuł, że powinien zostawić tego chłopaka w spokoju. Intuicja kłócąc się ze zdrowym rozsądkiem, podpowiadała mu, że ten dzieciak jest niebezpieczny.
-Nie możesz tutaj wejść.- Odezwał się w końcu drżącym głosem.- Aktualnie cały ten hotel został zarezerwowany.
-Tak?- W szmaragdowych oczach błysnęło zdziwienie i ciekawość.- Czy byłoby problemem, gdybym zapytał, przez kogo?
-Nie.- Zaprzeczył.- Naszym klientem jest pan Dominic Grant.
-Rozumiem.- Zastanowił się chwilę.- Mój przyjaciel pracuje tutaj jako kucharz, miałem mu coś przekazać, ale domyślam się, że nie wpuści mnie pan do środka…?
-Niestety, nie mam takich uprawnień.- Potwierdził mężczyzna. Sam nie wiedział, dlaczego w ogóle rozmawiał z tym chłopakiem. Powinien był, od razu go przegonić, a nie odpowiadać na pytania! Ale nie potrafił się oprzeć.- Dostaliśmy kategoryczny zakaz przepuszczania kogokolwiek aż do rana.
-Hm, czyżby Mr. Grant się kogoś obawiał?- Zaproponował z ciekawością w głosie, a jego usta ułożyły się w delikatnym uśmiechu.
-Ty…- Zaczął strażnik, ale urwał gdy młodzieniec spojrzał mu głęboko w oczy, a te przysłoniła lekka mgiełka. Nieznajomy bez słowa wszedł do budynku, uprzejmie kłaniając się panią w recepcji. Gdy drzwi windy zasunęły się za nim, strażnik odzyskał świadomość umysłu. Rozejrzał się dookoła, zdezorientowany. Wzruszył ramionami, po czym wrócił do pełnienia swojej warty. Zupełnie zapomniał o czarującym nastolatku.
Samochód odjechał.
A tymczasem, chłopak wysiadł z windy, na najwyższym piętrze budynku, rozglądając się wokół. Czerwony dywan tłumił jego kroki, sprawiając je niesłyszalnymi.
Zatrzymał się przed ostatnimi drzwiami, na końcu korytarza. Na złotej tabliczce, wiszącej na drzwiach, widniał wygrawerowany numer pokoju: 1005.
Nacisnął delikatnie klamkę i pchnął, ale drzwi się nie otworzyły. Machnął od niechcenia ręką, zamek trzasnął. Przekroczył próg. W tym momencie, w całym budynku zostało odcięte zasilanie, zgasły światła, pogrążając hotel w ciemnościach. Usłyszał zduszony krzyk i dźwięk tłuczonego szkła. Uśmiechnął się ironicznie, wyciągając z tyłu, zza paska pistolet. Odbezpieczył go, po czym przeładował. Przeszedł korytarzem i zajrzał do salonu. W fotel, wciskał się tłusty mężczyzna, wyglądający na przerażonego. Miał rozpiętą koszulę i rozporek. Dogadzał sobie przy kieliszku wina, prawdopodobnie oglądając filmy pornograficzne.
Typowy karierowicz. Nastolatek skrzywił się wewnętrznie. Szczerze, nienawidził takich ludzi, starych, obleśnych, grubych zboczeńców. Ta robota będzie niezwykle łatwa i bardzo przysłuży się społeczeństwu. Pozbędzie się śmiecia.
-Witam.- Odezwał się mrocznym, ale jednocześnie spokojnym głosem. Facet podskoczył zaskoczony. Poderwał się na równe nogi i odsunął się kilka kroków, spoglądając na niego ze strachem.
-K-kim jesteś…?- Wyjąkał.
-To zależy.- Odpowiedział, siadając w fotelu. Nogę założył na nogę. Chwycił inny kieliszek i nalał sobie wina. Powąchał rubinowy płyn, marszcząc brwi.- Hm… Banyul Rimage Les Clos. Francuskie. To nie moje ulubione, ale od biedy może być.- Stwierdził i zamoczył usta w trunku. Powoli oblizał wargi, zwilżając je językiem, a tłusty mężczyzna patrzył na niego z pożądaniem, które zaraz zniknęło, zastąpione przerażeniem oraz niepokojem, gdy ich spojrzenia się spotkały.
-Kim jesteś?- Powtórzył pytanie, nieco pewniej. Widocznie, doszedł do wniosku, że nieznajomy nie ma zamiaru go skrzywdzić.- Czego ode mnie chcesz?
-Powiedziałem już.- Przypomniał.- Ale zlituje się nad tobą. W tym momencie, jestem twoim najgorszym koszmarem. Moje imię brzmi Ghost. A przyszedłem tu by cię zabić, Mr. Grant.
-Przywódca Spectrum…- Szepnął Dominic, blednąc. Niewiele myśląc rzucił się w stronę drzwi, ale te były zamknięte. Szarpał za klamkę a gdy to nic nie dawało, zaczął krzyczeć. Biedaczek, nie mógł wiedzieć, o rzuconych na pokój zaklęciach wyciszających, przez co nikt nie miał możliwości go usłyszeć. A Ghost patrzył na niego z błyskiem satysfakcji w szmaragdowych oczach. Lubił wywoływać strach, u swoich przyszłych ofiar. Rozkoszował się ich niepewnością, lękiem…
-To nie ma sensu.- Powiedział, wstając. Powoli, przykładając lufę do ust, ruszył w kierunku mężczyzny. W drugiej ręce cały czas trzymał kieliszek wina.
-Błagam… błagam…!- Zaszlochał karierowicz, padając na kolana. Z oczu po policzkach, ciekły mu łzy, zmieszane z potem.- Błagam cię…!- Podczołgał się do stóp młodzieńca, ale ten odsunął się, spoglądając na niego lodowato z góry. Chociaż twarz pozbawioną miał emocji to w oczach widoczne było obrzydzenie.
-O co mnie błagasz?
-Nie zabijaj mnie!- Zawodził.- Nie chcę umierać! Nie zabijaj mnie!
-Żałosne.- Stwierdził Ghost, celując w niego z pistoletu.- A co ja będę z tego miał?
-Pieniądze!- Odparł, niemal natychmiast Grant z uśmiechem, a na jego twarzy odmalowała się nadzieja.- Zapłacę ci dużo więcej, niż ten kto zlecił ci, zamordowanie mnie!- Oznajmił triumfalnie, podnosząc się z klęczek. Widocznie uznał, że nie musi się już płaszczyć by ocalić swoje nic nie warte życie. Wyglądał jakby co najmniej wygrał na loterii.
-Ile?
-He?- Wydusił mało inteligentnie, spoglądając ze zdziwieniem na chłopaka. Ten powstrzymał westchnięcie. Dlaczego musiał mu się trafić taki idiota?
-Ile jesteś w stanie zapłacić…- Zaczął cichym głosem, z demonicznym uśmiechem na ustach, a Dominic zadrżał.- By wykupić własne życie z rąk Widma?
-C-chwila!- Wykrzyknął panicznie, mijając mordercę w biegu. Wpadł do sypialni. Spod łóżka wyciągnął dwie, czarne torby pełne studolarowych banknotów, niewątpliwie zdobytych nielegalnie. Wyraźnie z siebie dumny, rzucił je pod nogi Ghosta, który zdążył już na powrót usiąść w fotelu. Ten jak gdyby nigdy nic, ze spokojem, zaczął przeliczać pieniądze. Ofiara stała obok, patrząc na niego niepewnie i trzęsąc się ze strachu. Po chwili młodzieniec schował wszystkie banknoty i wstał, zarzucając torby na ramię. Grant odetchnął z ulga, widząc, że przywódca Spectrum kieruje się w stronę drzwi. Ten jednak nagle, zamarł w pół kroku po czym odwrócił się powoli. Podszedł do sparaliżowanego ze strachu, Dominica, nachylił się i wyszeptał mu wprost do ucha, zmysłowym szeptem.
-Welcome to NightMare…- Rozległ się przeraźliwy wrzask, mężczyzny. Grant trząsł się niekontrolowanie a pot spływał po nim, mieszając się z łzami. Oczy miał szeroko otwarte, tak, że wydawały się bliskie wylecenia z orbit.
-Nie…nie…nie…nie…- Powtarzał kręcąc głową.- To nie może… nie może…być prawda…- Nagle upadł na kolana, trzymając się za głowę i rwąc sobie włosy. Podniósł wzrok, w którym pojawiło się szaleństwo. Spojrzał na uśmiechającego się strasznie nastolatka, którego oczy błyszczały ciemną czerwienią.
-Kim… czym, ty jesteś?- Wycharczał. Poczuł lufę, przykładaną do skroni. Młodzieniec uklęknął przy nim.
-Twoim, najgorszym koszmarem.- Szept. Padł strzał a tłuste ciało, upadło martwe na podłogę z głuchym trzaskiem. Ghost, wstał, patrząc beznamiętnie na zwłoki.- Obrzydliwość.- Stwierdził, zdmuchując dym unoszący się znad lufy. Tęczówki chłopaka znów były zielone. Zerknął jeszcze ostatni raz, na leżącego w kałuży własnej posoki, mężczyznę z dziurą w głowie po czym odwrócił się na pięcie i  wyszedł.
Twarz karierowicza zastygła w naprawdę komicznym wyrazie. Spokój nocy zakłócił, zimny, mrożący krew w żyłach, przerażający śmiech.

6 komentarzy: