Spec: Rozdział 14


Cóż, według oryginalnego scenariusza, rozdział miał być dopiero, pod koniec tygodnia. Nadal jestem w trakcie poprawiania poprzednich, ale wydaje mi się, że niedługo skończę. (Dzięki, za wytknięcie błędów ^^), więc zrobiłam sobie przerwę i udało mi się napisać nowego chapterka, wcześniej.
_________________________________________________________________

W kuchni na Grimmuald Place, panowała przygnębiająca atmosfera. Zakonnicy oraz dezerterzy, siedzieli ze spuszczonymi głowami. Nikt się nie odzywał. Hermiona płakała, chowając twarz w dłoniach. Krztusiła się, płynącymi z jej zaczerwienionych oczu łzami, czkała i podciągała nosem. Lupin obejmował, drżące ramiona, byłej uczennicy, starając się dodać jej otuchy. Na stole, leżał egzemplarz, Proroka Codziennego.
Taki obrazek, zassał Harry, kiedy wszedł do kuchni. Byli obecni wszyscy, oprócz Snapea, który najpewniej wrócił wczoraj do domu, tak jak mówił Quietus. Nawet dyrektor siedział przy stole, pomimo swojego domniemanego nawału obowiązków. Widocznie znowu, ubzdurał sobie jakiś głupi plan, w związku a Harrym, który miał zamiar, teraz zrealizować. Wzrok chłopaka, od razu skierował się, na płacząca przyjaciółkę, a jego dobry humor po nocnej akcji, od razu wyparował. Spojrzenie stało się chłodne, jak lód.
-Co się stało?- Zapytał, przerywając ciszę. Tonks, bez słowa, przysunęła mu Proroka. Zerknął tylko na nagłówek.

ŚMIERCIOŻERCY ZAATAKOWALI DOM MUGOLI! RODZICE, PRZYJACIÓŁKI HARREGO POTTERA, NIE ŻYJĄ!

Nie musiał nawet czytać artykułu, by domyślić się, o co chodziło. Bez słowa, podszedł do Remusa i położył mu rękę na ramieniu. Ten od razu zrozumiał, o co chodziło. Wstał, odsuwając się, a Harry zajął jego krzesło. Posadził sobie na kolanach, Hermione, która wtuliła się w niego, cały czas płacząc. Głaskał ją uspakajająco, po plecach.
-Ha…Harry…- Wykrztusiła.
-Cii.- Szepnął.-Wypłacz się, Hermiono, jestem z tobą. Wszystko będzie dobrze, nie zostawię cię.- Obiecał, obejmując ją mocno ramionami. Nagle poczuł, jak ktoś szarpie go za ramię. Obejrzał się i zauważył, wyraźnie niezadowoloną, Katherin.
-Przestań!- Pisnęła, cienkim głosem. Nie odpowiedział, patrząc na nią beznamiętnie, więc kontynuowała, nadal go szarpiąc.- Należysz do mnie! Jesteś moim narzeczonym! Zabraniam ci przytulania innych dziewczyn! Masz ją natychmiast puścić! No! Zrób to, już!
-Hermiona właśnie straciła rodziców.- Warknęła na nią Nimfadora.- Co jest złego w tym, że Harry ją pociesza?!
-A to, że to mój narzeczony!- Odparła Landryna, złapała Harrego za ramię i spróbowała ściągnąć z krzesła.- Chodź! Odczep się od niej! A ty, dziwko, nie masz prawa go dotykać! Szlama!- Greanger zadrżała. Chciała odsunąć się od przyjaciela, ale ten jej nie pozwolił. To było dla Harrego za dużo. Płynnym ruchem, wyrwał rękę z uścisku Richards i spojrzał na nią. Twarz miał zupełnie spokojną, pozbawioną emocji. Tylko jego ciemne, czerwone oczy, zmrużone niebezpiecznie, zdradzały furię chłopaka. Wyglądał przerażająco, otaczająca go ciemna aura, żądza mordu była wręcz namacalna. Temperatura powietrza drastycznie spadła. Szyby zaczęły zamarzać, jak przy obecności Dementorów. Katherin pobladła, cofając się. Oczy, otwarte miała z przerażenia, błyszczały w nich łzy. Drżała na całym ciele, pod wpływem potężnej magii nastolatka. To już nie był Harry Potter. To był przerażający, bezwzględny morderca Ghost, dowódca Spectrum.
Tylko na Remusa, Hermione i Tonks nie działał jego aura, nie dlatego, że byli odporni, po prostu, on tego nie chciał.
Zakonnicy wpatrywali się w chłopaka, z mieszanką zdumienia i przerażenia. Nawet w oczach dyrektora, widoczny był strach. Spięli się, kiedy powoli otworzył usta, by przemówić. Spodziewali się klątwy zabijającej. Nigdy wcześniej, nie widzieli tak wściekłego Pottera. Czuli, jak paraliżował ich strach, nie byli zdolni się poruszyć, nawet jakby chcieli uciec, nie udałoby im się to. Byli zdani na łaskę szesnastolatka. Mógł teraz zamordować ich wszystkich, z dziecinną łatwością. I pewnie, gdyby nie to, że miał już plan swojej zemsty, zrobiłby to.
-Nie dotykaj mnie.- Przemówił cichym, ale idealnie słyszalnym, lodowatym głosem.- A jeśli jeszcze raz to zrobisz, wyrwę ci ręce, poszatkuje i wepchnę do gardła. Dopilnuje, byś je zeżarła a później wydaliła i powtórzyła tę czynność, kilka razy.- Zagroził. Mówił ze stoickim spokojem, i sprawiało to, o wiele większe wrażenie, niż gdyby krzyczał. Choć mogłoby to brzmieć jak żart, to nikt nie miał odwagi się roześmiać. Harry mówił poważnie. Naprawdę by to zrobił, co do tego nie było wątpliwości.
-Harry.- Szepnęła Hermiona. Chłopak spojrzał na nią ciepło, szmaragdowymi oczami, uśmiechając się lekko. Wszystko się uspokoiło, chłód zniknął, tak samo jak ta przytłaczająca aura.
-Wybacz, jeśli cię przestraszyłem, Hermiono.- Założył jej kosmyk włosów, za ucho.
-Nie, to było świetne.
-Nie!- Pisnęła Katherin, widocznie odzyskawszy już, pewność siebie. Wszyscy spojrzeli na nią a Ghost uznał, że ona naprawdę jest skończoną idiotką.- Nie żartuj sobie tak, wzięłam cię na poważnie! Przecież, nie zrobiłbyś tego, swojej kochanej narzeczonej! A teraz… zostaw tę dziwkę i chodź do mnie! Przecież powiedziałam, że masz zakaz, zbliżania się do niej! Hey, ty! Odsuń się od mojego narzeczonego!- Rozkazała.
-Harry, może…- Zaproponowała cicho, Greanger.
-Nie.- Zaprzeczył. Nikt nie wiedział, do kogo było to skierowane.
-Ona nie uczy się na błędach.- Mruknęła cicho Dora, do Remusa.
-No, dalej, Harry, na co czekasz?!
-Nie przypominam sobie, byśmy przeszli na ,,ty’’.
-Ależ to oczywiste, że będziemy mówić do siebie po imieniu! Przecież zostaliśmy zaręczeni!
-W takim razie, gdzie twój pierścionek?- Zainteresowała się Tonks.- Przecież, narzeczona powinna mieć pierścionek!
-No właśnie!- Pisnęła, wyrzucając ręce w górę.- Chodź, kotku, pójdziemy do Londynu, kupisz mi pierścionek!
-Irytujące.- Stwierdziła Hermiona, przecierając pięścią oczy. Lunatyk podał jej chusteczkę a ona uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
-Proszę.
-Dziękuje.
-Zgadzam się z tobą, Miona.- Rzekł Harry.- Phantom.- Szepnął, oczy rozbłysły mu na chwilę czerwienią. Nagle, znikąd, obok niego pojawiła się szara mgła, z której wyłoniła się postać w czarnym płaszczu z kapturem oraz czarnej masce z białym liściem, pod lewym okiem. W ręce trzymała katanę o niebieskiej rękojeści. W jednym momencie, przycisnęła Kate do ściany, przykładając jej ostrze do gardła.
-Kim jesteś?!- Warknął Moody, wstając. Phantom nawet na niego nie spojrzała, cały czas skupiona na Landrynie.
-Puść ją!- Rozkazał Ronald.
-Ona jest moim ochroniarzem.- Oznajmił, jak gdyby nigdy nic, Harry.- I nie łudź się, Ron, ona słucha się tylko mnie.
-Harry.- Wtrącił się w końcu Dumbledore.- Każ tej osobie puścić panienkę Richards i opuścić ten dom.
-Nie.
-To nie była prośba.- Rzekł twardo, dyrektor.- Masz to zrobić i bez dyskusji.
-Proszę wybaczyć, panie dyrektorze.- Zaczął kulturalnie, swobodnym tonem w którym kryło się coś niebezpiecznego.- Ale kiedy ostatnio sprawdzałem, nie mógł mi pan rozkazywać, proszę mnie oświecić, jeżeli coś się zmieniło.
-Owszem, zmieniło.- Odpowiedział Trzmiel.- Według testamentu Syriusza, jestem twoim prawnym opiekunem oraz właścicielem tego domu.
-To łgarstwo!- Krzyknęła Tonks, lecz została zignorowana.
-W związku z czym.- Kontynuował dyrektor.- Mam prawo kazać ci wyrzucić tę osobę z mojego domu.
-Niestety.- Harry uśmiechnął się ironicznie a Phantom obejrzała się na niego.- Nie zabijaj jej, nie jest warta twojego ostrza.
-Tak.
-Ale, nie wyrzucę jej z tego domu.
-Karzę ci to zrobić!- Drops wstał, uderzając pięścią w stół.
-Harry…- Zaczęła Hermiona.
-Cii, Miona.- Uśmiechnął się uspakajająco.- Wszystko będzie w porządku. Pan profesor, nie może usunąć z tego domu ani mojej koleżanki ani nikogo innego, ponieważ Grimmuald Place nie należy do niego.
-Według testamentu, owszem, należy.- Wtrącił pan Weasley.
-Należałoby.- Zgodził się Potter.- Gdyby ten domniemany testament, mojego ojca chrzestnego jaki znajduje się w posiadaniu profesora Dumbledora, był prawdziwy, a na jego nieszczęście, nie jest.
-Ależ owszem, jest.- Upierał się Albus. Wyciągnął z rękawa pergamin i podał go chłopakowi. Ten przejrzał go szybko i skrzywił się.
-Panie Weasley.- Podał dokument ojcu, swojego najlepszego przyjaciela.- Czy mógłby pan rzucić zaklęcie, potwierdzające prawdziwość? Jako, że zostałem zawarty w tym testamencie, mam prawo sprawdzić, jego autentyczność. Jeżeli nie spełni pan teraz mojej prośby, udam się do ministerstwa.
-No…dobrze.- Spojrzał niepewnie na bladego Dumbledora, ponieważ nie mógł odmówić. Inaczej sprawa, trafiłaby do sądu.- Promito Mentior.- Powiedział, uderzając końcówką różdżki w pergamin. Przez chwilę nic się nie działo, a Trzmiel uśmiechnął się z satysfakcją, ale nagle litery zabłysły czerwonym światłem i zaczęły się rozpływać. Atrament spływał z pergaminu, skapując na podłogę. Artur chwilę patrzył na to dziwnie, po czym spojrzał na pobladłego dyrektora.
-Co to znaczy?- Nie wytrzymała Tonks.
-To znaczy, że testament był fałszywy.- Odpowiedział pan Weasley.
-Skąd wiedziałeś?- Remus zapytał Harrego.
-Ponieważ, to ja, mam prawdziwy testament Syriusza.- Wyjaśnił, wprawiając wszystkich w osłupienie. W jego ręce pojawił się zwinięty pergamin.- Mógłby go pan sprawdzić?- Spytał, podając zwój Arturowi. Ten powtórzył poprzednią czynność i tym razem nic się nie stało.
-Prawdziwy.- Zawyrokował.
-Według tego testamentu, Syriusz, zapisał wszystko, co kiedykolwiek posiadał, mi.- Oznajmił Ghost, wyczarowując sobie kieliszek wina i zanurzając usta w trunku.- Na pewno, rzucając odpowiednie zaklęcia, na fałszywy dokument, uda się udowodnić, iż to profesor Dumbledore go podrobił.- Trzmiel wyciągnął rękę, po sfabrykowany testament, ale ten zniknął i pojawił się w dłoni, uśmiechającego się ironicznie Pottera.
-Oddaj mi to!- Zażądał starzec.
-Nie ma mowy, posłuży mi jako dowód, na rozprawie.
-Jakiej rozprawie?- Zdziwiła się Hermiona, a wszyscy popatrzyli pytająco, na Złotego Chłopca.
-Och, nie powiedziałem wam?- Udał zdziwienie.- W przeciwieństwie, do tego, co myśli Ronald, ja nie jestem idiotą. Zdawałem sobie sprawę, z tego, iż dyrektor mnie okradał, czyli pobierał pieniądze z mojej skrytki, bez mojej wiedzy oraz zgody… odnalazłem testament moich rodziców, według którego tylko ja, po ich śmierci, miałem mieć dostęp do pozostawionych przez nich pieniędzy. Innymi słowy, Dyrektor okradał mnie, a ja chcąc odzyskać swoje pieniądze… pozwałem go. I oczywiście, nie omieszkam wspomnieć na procesie, o tym fałszywym testamencie, którym próbował pan nielegalnie zdobyć nade mną, prawną opiekę oraz posiąść odziedziczone przeze mnie dobra. Nie wspominając już o tym, że nie potrzebuje prawnego opiekuna, ponieważ w świetle prawa, dzięki uprzejmości naszego kochanego ministra, zostałem uznany za dorosłego czarodzieja, w każdym tego słowa znaczeniu.
-Ale… ale…
-Nie możesz tego zrobić!- Wykrzyknęła Molly.
-Dlaczego?- Spojrzał na nią i zamrugał.
-Przecież to Albus Dumbledore!- Krzyczała pani Weasley.- Nie możesz go pozwać, ty bachorze!
-Dlaczego?- Powtórzył.- Z tego co mi wiadomo, dyrektor nie stoi ponad prawem.- Tym stwierdzeniem wszystkich rozwalił. Zaniemówili. Najwyraźniej, tak właśnie myśleli, że stary Trzmiel stoi ponad prawem.
-Harry…
-Cóż, zobaczymy się w sądzie, panie dyrektorze.- Oznajmił z uroczym uśmiechem.- A teraz prosiłbym, byś ty oraz pozostali członkowie Zakonu i…- spojrzał morderczo na Kate, przytrzymywaną przed Phantom.- ona, wynieśli się z mojego domu.
-Nie możesz nas wyrzucić!- Zaprotestowała Molly.
-Ależ oczywiście, że mogę.- Zapewnił.- Phantom.- Dziewczyna odsunęła się od Richards i stanęła przy jego krześle.- Macie piętnaście minut, żeby opuścić ten dom.
-Ty bachorze, za kogo ty się uważasz…?!- Warknął Moody, wstając i celując w niego różdżką… która zaraz rozleciała się na dwa, równe kawałki. Została przecięta. Phantom nawet się nie poruszyła, ale nie było wątpliwości, że to ona, to zrobiła. Alastor przełknął ciężko ślinę, spoglądając na stojącą spokojnie postać.
-Widać nie mamy wyjścia.- Rzekł smutno Dumbledore.- To dom Harrego i ma on pełne prawo wyprosić nas z niego.
-Ależ, Albusie…
-Nie, Molly.- Uciszył ją.- Wyniesiemy się.- zwrócił się do Pottera.- Ale naprawdę mi przykro, że już mi nie ufasz, Harry. Podejrzewam, że Zakon nie może się już spotykać, w tym domu?
-Nie może.- Przytaknął.- A tak przy okazji…, czy to nie dzisiejszy dzień, wyznaczył pan na ostateczny termin, do którego mieli się wynieść Tonks, Remus, profesor Snape, bliźniacy oraz Hermiona?- Uniósł brew w pytającym geście.- Czyż to nie ironiczne, że tego samego dnia, jest pan sam, zmuszony, opuścić ten dom? To naprawdę zabawne.- Rzekł poważnie z demonicznym uśmiechem.- A teraz żegnam.
-Podsłuchałeś zebranie.- Wykrztusił pan Weasley.
-Hm? To był przypadek.- Machnął lekceważąco ręką.- Pierwszy siedziałem w kuchni, a później wy przyszliście… to tylko taki szczegół, ponieważ nie muszę i nie będę się przed wami tłumaczył.
-Gdybyście jeszcze sobie tego nie uświadomili.- Odezwał się Fred. Razem z bratem stali w drzwiach kuchni, od pewnego czasu. Nikt (oprócz Harrego i Anny) nawet nie zauważył ich przybycia.
-To, właśnie straciliście…
-Swoją broń, przeciwko…
-Voldemortowi.- Dokończyli chórem.- A teraz… wynocha.- Fred wrzucił garść proszku Fiuu do kominka a George przelewitował na dół bagaże swojej rodziny i pozostałych Zakonników.
-Stary, dlaczego to robisz?- Spytał Ron.- Przecież, jesteśmy przyjaciółmi!
-Idiota z ciebie.- Stwierdził Ghost, patrząc na niego z twarzą bez wyrazu.- A teraz, wyjdź, bo zginiesz.
-Ale…- Zaczął, przechodząc krok ale momentalnie się cofnął, gdy Ventus machnęła mu ostrzem przed twarzą. Zbladł, odwrócił się na pięcie i zniknął w kominku. Po nim weszli w płomienie pozostali. Na końcu Dyrektor.
-Pożałujesz swojej decyzji, Harry.- Rzekł smutno.- Nikt nie może być szczęśliwy, będąc czarnoksiężnikiem.
-Kazałem ci się wynieść z mojego domu.- Przypomniał, mrużąc oczy.- Ani słowem nie wspomniałem o tym, iż przyłączam się do Voldemorta ani, że będę praktykował czarną magię, więc przestań snuć te swoje, niczym nie uzasadnione, wnioski i opuść mój dom, ty stary przypale.- Uśmiechnął się kpiąco.- I żeby być szczerym, to nigdy ci nie ufałem.
-Pożałujesz tego.- Syknął tylko Drops i zniknął w płomieniach. Zapadła cisza, którą po chwili przerwał wybuch śmiechu, bliźniaków.
-Harry, to było genialne!
-Też tak uważam.- Zgodziła się Anna, ściągając maskę i kaptur.
-Pewnie, że było.- Westchnął.- Hermiono… to nie śmierciożercy zabili twoich rodziców.
-Co?- Pobladła dziewczyna spojrzała na niego.
-Nie mogę ci na razie powiedzieć, skąd, ale wiem, iż tamtej nocy nie było żadnego ataku. To robota Dumbledora.
-Ale… ale…- Łzy znów spłynęły po jej policzkach.- Dlaczego… jak… jak on mógł?
-Spokojnie.- Objął ją.- Nie ujdzie mu to na sucho, zobaczysz. Przepraszam, nie powinienem był, teraz o tym wspominać, chcesz się przespać?
-Nie.- Pokręciła głowa.- Nie chce, już wszystko gra.- Zapewniła.- Dziękuje, że mi powiedziałeś, ale Harry… czy ty, przyłączyłeś się do Voldemorta?
-Nie.- Odparł z rozbawieniem.- Ale istnieje możliwość…- Urwał.- Nie będziemy tutaj rozmawiać.
-No właśnie, co zamierzasz zrobić?- Zapytali Gred i Forge.
-Zabiorę ich do kryjówki.- Oznajmił.- Anna, możesz przestawić osłony, by działy na nas oraz na to?- Wyciągnął z kieszeni probówkę z czarnym płynem w środku i podał ją białowłosej a ta skinęła głową.
-Co to?- Zainteresowała się Greanger.
-Krew.
-Och…
-A, właśnie.- Przypomniał sobie.- Przedstawię was. To Anna Rosalie Ventus, a to moi przyjaciele, Hermiona Jane Granger, Remus John Lupin oraz Nimfadora Tonks.
-Miło mi was poznać.- Phantom, skłoniła się lekko.
-Kim ona jest?- Spytał Lunatyk.
-Później się dowiecie.- Wstał, razem z Hermioną.- Chaos, możecie znaleźć ciała rodziców Hermiony? Razem z Blood. Urządzimy im pogrzeb, pewnie Trzmiel nie pomyślał o tym.
-Roger!- Przytaknęli rudzi, salutując.
-A wy.- Zwrócił się do pozostałych dezerterów.- Weźcie walizki i chodźcie ze mną. Zabiorę was do głównej siedziby Spectrum, Navarre Castle.

8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. A co dalej? Opowiadanie będzie kontynuowane?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyobraziłam sobie (mimowolnie zresztą) fragment kiedy Harry pocieszał Mione i groził Landrynce... I. To. Było. GENIALNE!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. W 100% SIĘ ZGADZAM !!! Zresztą, całe to opo jest po prostu GENIALNE!! ;D
    Pozdrawiam serdecznie i lecę dalej. ^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. A nie, czekaj, czekaj...
    WHAT?!?!
    PRZERWAĆ OPOWIADANIE W TAKIM MONENCIE TO ZBRODNIA!
    Racja, czytam z opóźnieniem i zorientowałam się, że jest nie dokończone, ale jasna cholera, już teraz?!
    Może i spróbowałabym się uspokoić, ale tu nawet akcja Tom/Harry nie zdążyła się rozwinąć! Foch! :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    och wywalił ich, Dumbledore posunął się do zabicia rodziców Hermiony, to grożenie boskie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak dla mnie Dumbie trochę za spokojny jest...

    OdpowiedzUsuń