Cóż, według
oryginalnego scenariusza, rozdział miał być dopiero, pod koniec tygodnia. Nadal
jestem w trakcie poprawiania poprzednich, ale wydaje mi się, że niedługo
skończę. (Dzięki, za wytknięcie błędów ^^), więc zrobiłam sobie przerwę i udało
mi się napisać nowego chapterka, wcześniej.
_________________________________________________________________
W kuchni na Grimmuald
Place, panowała przygnębiająca atmosfera. Zakonnicy oraz dezerterzy, siedzieli
ze spuszczonymi głowami. Nikt się nie odzywał. Hermiona płakała, chowając twarz
w dłoniach. Krztusiła się, płynącymi z jej zaczerwienionych oczu łzami, czkała
i podciągała nosem. Lupin obejmował, drżące ramiona, byłej uczennicy, starając
się dodać jej otuchy. Na stole, leżał egzemplarz, Proroka Codziennego.
Taki obrazek, zassał
Harry, kiedy wszedł do kuchni. Byli obecni wszyscy, oprócz Snapea, który
najpewniej wrócił wczoraj do domu, tak jak mówił Quietus. Nawet dyrektor
siedział przy stole, pomimo swojego domniemanego nawału obowiązków. Widocznie
znowu, ubzdurał sobie jakiś głupi plan, w związku a Harrym, który miał zamiar,
teraz zrealizować. Wzrok chłopaka, od razu skierował się, na płacząca
przyjaciółkę, a jego dobry humor po nocnej akcji, od razu wyparował. Spojrzenie
stało się chłodne, jak lód.
-Co się stało?-
Zapytał, przerywając ciszę. Tonks, bez słowa, przysunęła mu Proroka. Zerknął
tylko na nagłówek.
ŚMIERCIOŻERCY ZAATAKOWALI DOM MUGOLI! RODZICE,
PRZYJACIÓŁKI HARREGO POTTERA, NIE ŻYJĄ!
Nie musiał nawet
czytać artykułu, by domyślić się, o co chodziło. Bez słowa, podszedł do Remusa
i położył mu rękę na ramieniu. Ten od razu zrozumiał, o co chodziło. Wstał,
odsuwając się, a Harry zajął jego krzesło. Posadził sobie na kolanach,
Hermione, która wtuliła się w niego, cały czas płacząc. Głaskał ją
uspakajająco, po plecach.
-Ha…Harry…-
Wykrztusiła.
-Cii.-
Szepnął.-Wypłacz się, Hermiono, jestem z tobą. Wszystko będzie dobrze, nie
zostawię cię.- Obiecał, obejmując ją mocno ramionami. Nagle poczuł, jak ktoś
szarpie go za ramię. Obejrzał się i zauważył, wyraźnie niezadowoloną, Katherin.
-Przestań!- Pisnęła,
cienkim głosem. Nie odpowiedział, patrząc na nią beznamiętnie, więc
kontynuowała, nadal go szarpiąc.- Należysz do mnie! Jesteś moim narzeczonym!
Zabraniam ci przytulania innych dziewczyn! Masz ją natychmiast puścić! No! Zrób
to, już!
-Hermiona właśnie
straciła rodziców.- Warknęła na nią Nimfadora.- Co jest złego w tym, że Harry
ją pociesza?!
-A to, że to mój
narzeczony!- Odparła Landryna, złapała Harrego za ramię i spróbowała ściągnąć z
krzesła.- Chodź! Odczep się od niej! A ty, dziwko, nie masz prawa go dotykać!
Szlama!- Greanger zadrżała. Chciała odsunąć się od przyjaciela, ale ten jej nie
pozwolił. To było dla Harrego za dużo. Płynnym ruchem, wyrwał rękę z uścisku
Richards i spojrzał na nią. Twarz miał zupełnie spokojną, pozbawioną emocji.
Tylko jego ciemne, czerwone oczy, zmrużone niebezpiecznie, zdradzały furię
chłopaka. Wyglądał przerażająco, otaczająca go ciemna aura, żądza mordu była
wręcz namacalna. Temperatura powietrza drastycznie spadła. Szyby zaczęły
zamarzać, jak przy obecności Dementorów. Katherin pobladła, cofając się. Oczy,
otwarte miała z przerażenia, błyszczały w nich łzy. Drżała na całym ciele, pod
wpływem potężnej magii nastolatka. To już nie był Harry Potter. To był
przerażający, bezwzględny morderca Ghost, dowódca Spectrum.
Tylko na Remusa,
Hermione i Tonks nie działał jego aura, nie dlatego, że byli odporni, po
prostu, on tego nie chciał.
Zakonnicy wpatrywali
się w chłopaka, z mieszanką zdumienia i przerażenia. Nawet w oczach dyrektora,
widoczny był strach. Spięli się, kiedy powoli otworzył usta, by przemówić.
Spodziewali się klątwy zabijającej. Nigdy wcześniej, nie widzieli tak
wściekłego Pottera. Czuli, jak paraliżował ich strach, nie byli zdolni się
poruszyć, nawet jakby chcieli uciec, nie udałoby im się to. Byli zdani na łaskę
szesnastolatka. Mógł teraz zamordować ich wszystkich, z dziecinną łatwością. I
pewnie, gdyby nie to, że miał już plan swojej zemsty, zrobiłby to.
-Nie dotykaj mnie.-
Przemówił cichym, ale idealnie słyszalnym, lodowatym głosem.- A jeśli jeszcze
raz to zrobisz, wyrwę ci ręce, poszatkuje i wepchnę do gardła. Dopilnuje, byś
je zeżarła a później wydaliła i powtórzyła tę czynność, kilka razy.- Zagroził.
Mówił ze stoickim spokojem, i sprawiało to, o wiele większe wrażenie, niż gdyby
krzyczał. Choć mogłoby to brzmieć jak żart, to nikt nie miał odwagi się
roześmiać. Harry mówił poważnie. Naprawdę by to zrobił, co do tego nie było
wątpliwości.
-Harry.- Szepnęła
Hermiona. Chłopak spojrzał na nią ciepło, szmaragdowymi oczami, uśmiechając się
lekko. Wszystko się uspokoiło, chłód zniknął, tak samo jak ta przytłaczająca
aura.
-Wybacz, jeśli cię
przestraszyłem, Hermiono.- Założył jej kosmyk włosów, za ucho.
-Nie, to było
świetne.
-Nie!- Pisnęła
Katherin, widocznie odzyskawszy już, pewność siebie. Wszyscy spojrzeli na nią a
Ghost uznał, że ona naprawdę jest skończoną idiotką.- Nie żartuj sobie tak,
wzięłam cię na poważnie! Przecież, nie zrobiłbyś tego, swojej kochanej
narzeczonej! A teraz… zostaw tę dziwkę i chodź do mnie! Przecież powiedziałam,
że masz zakaz, zbliżania się do niej! Hey, ty! Odsuń się od mojego
narzeczonego!- Rozkazała.
-Harry, może…-
Zaproponowała cicho, Greanger.
-Nie.- Zaprzeczył.
Nikt nie wiedział, do kogo było to skierowane.
-Ona nie uczy się na
błędach.- Mruknęła cicho Dora, do Remusa.
-No, dalej, Harry, na
co czekasz?!
-Nie przypominam
sobie, byśmy przeszli na ,,ty’’.
-Ależ to oczywiste,
że będziemy mówić do siebie po imieniu! Przecież zostaliśmy zaręczeni!
-W takim razie, gdzie
twój pierścionek?- Zainteresowała się Tonks.- Przecież, narzeczona powinna mieć
pierścionek!
-No właśnie!-
Pisnęła, wyrzucając ręce w górę.- Chodź, kotku, pójdziemy do Londynu, kupisz mi
pierścionek!
-Irytujące.-
Stwierdziła Hermiona, przecierając pięścią oczy. Lunatyk podał jej chusteczkę a
ona uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
-Proszę.
-Dziękuje.
-Zgadzam się z tobą,
Miona.- Rzekł Harry.- Phantom.- Szepnął, oczy rozbłysły mu na chwilę
czerwienią. Nagle, znikąd, obok niego pojawiła się szara mgła, z której
wyłoniła się postać w czarnym płaszczu z kapturem oraz czarnej masce z białym
liściem, pod lewym okiem. W ręce trzymała katanę o niebieskiej rękojeści. W
jednym momencie, przycisnęła Kate do ściany, przykładając jej ostrze do gardła.
-Kim jesteś?!-
Warknął Moody, wstając. Phantom nawet na niego nie spojrzała, cały czas
skupiona na Landrynie.
-Puść ją!- Rozkazał
Ronald.
-Ona jest moim
ochroniarzem.- Oznajmił, jak gdyby nigdy nic, Harry.- I nie łudź się, Ron, ona
słucha się tylko mnie.
-Harry.- Wtrącił się
w końcu Dumbledore.- Każ tej osobie puścić panienkę Richards i opuścić ten dom.
-Nie.
-To nie była prośba.-
Rzekł twardo, dyrektor.- Masz to zrobić i bez dyskusji.
-Proszę wybaczyć,
panie dyrektorze.- Zaczął kulturalnie, swobodnym tonem w którym kryło się coś
niebezpiecznego.- Ale kiedy ostatnio sprawdzałem, nie mógł mi pan rozkazywać,
proszę mnie oświecić, jeżeli coś się zmieniło.
-Owszem, zmieniło.-
Odpowiedział Trzmiel.- Według testamentu Syriusza, jestem twoim prawnym
opiekunem oraz właścicielem tego domu.
-To łgarstwo!-
Krzyknęła Tonks, lecz została zignorowana.
-W związku z czym.-
Kontynuował dyrektor.- Mam prawo kazać ci wyrzucić tę osobę z mojego domu.
-Niestety.- Harry
uśmiechnął się ironicznie a Phantom obejrzała się na niego.- Nie zabijaj jej,
nie jest warta twojego ostrza.
-Tak.
-Ale, nie wyrzucę jej
z tego domu.
-Karzę ci to zrobić!-
Drops wstał, uderzając pięścią w stół.
-Harry…- Zaczęła
Hermiona.
-Cii, Miona.-
Uśmiechnął się uspakajająco.- Wszystko będzie w porządku. Pan profesor, nie
może usunąć z tego domu ani mojej koleżanki ani nikogo innego, ponieważ
Grimmuald Place nie należy do niego.
-Według testamentu,
owszem, należy.- Wtrącił pan Weasley.
-Należałoby.- Zgodził
się Potter.- Gdyby ten domniemany testament, mojego ojca chrzestnego jaki
znajduje się w posiadaniu profesora Dumbledora, był prawdziwy, a na jego
nieszczęście, nie jest.
-Ależ owszem, jest.-
Upierał się Albus. Wyciągnął z rękawa pergamin i podał go chłopakowi. Ten
przejrzał go szybko i skrzywił się.
-Panie Weasley.-
Podał dokument ojcu, swojego najlepszego przyjaciela.- Czy mógłby pan rzucić
zaklęcie, potwierdzające prawdziwość? Jako, że zostałem zawarty w tym
testamencie, mam prawo sprawdzić, jego autentyczność. Jeżeli nie spełni pan
teraz mojej prośby, udam się do ministerstwa.
-No…dobrze.- Spojrzał
niepewnie na bladego Dumbledora, ponieważ nie mógł odmówić. Inaczej sprawa,
trafiłaby do sądu.- Promito Mentior.-
Powiedział, uderzając końcówką różdżki w pergamin. Przez chwilę nic się nie
działo, a Trzmiel uśmiechnął się z satysfakcją, ale nagle litery zabłysły czerwonym
światłem i zaczęły się rozpływać. Atrament spływał z pergaminu, skapując na
podłogę. Artur chwilę patrzył na to dziwnie, po czym spojrzał na pobladłego
dyrektora.
-Co to znaczy?- Nie
wytrzymała Tonks.
-To znaczy, że
testament był fałszywy.- Odpowiedział pan Weasley.
-Skąd wiedziałeś?-
Remus zapytał Harrego.
-Ponieważ, to ja, mam
prawdziwy testament Syriusza.- Wyjaśnił, wprawiając wszystkich w osłupienie. W
jego ręce pojawił się zwinięty pergamin.- Mógłby go pan sprawdzić?- Spytał, podając
zwój Arturowi. Ten powtórzył poprzednią czynność i tym razem nic się nie stało.
-Prawdziwy.-
Zawyrokował.
-Według tego
testamentu, Syriusz, zapisał wszystko, co kiedykolwiek posiadał, mi.- Oznajmił
Ghost, wyczarowując sobie kieliszek wina i zanurzając usta w trunku.- Na pewno,
rzucając odpowiednie zaklęcia, na fałszywy dokument, uda się udowodnić, iż to
profesor Dumbledore go podrobił.- Trzmiel wyciągnął rękę, po sfabrykowany
testament, ale ten zniknął i pojawił się w dłoni, uśmiechającego się ironicznie
Pottera.
-Oddaj mi to!-
Zażądał starzec.
-Nie ma mowy, posłuży
mi jako dowód, na rozprawie.
-Jakiej rozprawie?-
Zdziwiła się Hermiona, a wszyscy popatrzyli pytająco, na Złotego Chłopca.
-Och, nie
powiedziałem wam?- Udał zdziwienie.- W przeciwieństwie, do tego, co myśli
Ronald, ja nie jestem idiotą. Zdawałem sobie sprawę, z tego, iż dyrektor mnie
okradał, czyli pobierał pieniądze z mojej skrytki, bez mojej wiedzy oraz zgody…
odnalazłem testament moich rodziców, według którego tylko ja, po ich śmierci, miałem
mieć dostęp do pozostawionych przez nich pieniędzy. Innymi słowy, Dyrektor
okradał mnie, a ja chcąc odzyskać swoje pieniądze… pozwałem go. I oczywiście,
nie omieszkam wspomnieć na procesie, o tym fałszywym testamencie, którym
próbował pan nielegalnie zdobyć nade mną, prawną opiekę oraz posiąść
odziedziczone przeze mnie dobra. Nie wspominając już o tym, że nie potrzebuje
prawnego opiekuna, ponieważ w świetle prawa, dzięki uprzejmości naszego
kochanego ministra, zostałem uznany za dorosłego czarodzieja, w każdym tego
słowa znaczeniu.
-Ale… ale…
-Nie możesz tego
zrobić!- Wykrzyknęła Molly.
-Dlaczego?- Spojrzał
na nią i zamrugał.
-Przecież to Albus
Dumbledore!- Krzyczała pani Weasley.- Nie możesz go pozwać, ty bachorze!
-Dlaczego?- Powtórzył.-
Z tego co mi wiadomo, dyrektor nie stoi ponad prawem.- Tym stwierdzeniem
wszystkich rozwalił. Zaniemówili. Najwyraźniej, tak właśnie myśleli, że stary
Trzmiel stoi ponad prawem.
-Harry…
-Cóż, zobaczymy się w
sądzie, panie dyrektorze.- Oznajmił z uroczym uśmiechem.- A teraz prosiłbym,
byś ty oraz pozostali członkowie Zakonu i…- spojrzał morderczo na Kate,
przytrzymywaną przed Phantom.- ona, wynieśli się z mojego domu.
-Nie możesz nas
wyrzucić!- Zaprotestowała Molly.
-Ależ oczywiście, że
mogę.- Zapewnił.- Phantom.- Dziewczyna odsunęła się od Richards i stanęła przy
jego krześle.- Macie piętnaście minut, żeby opuścić ten dom.
-Ty bachorze, za kogo
ty się uważasz…?!- Warknął Moody, wstając i celując w niego różdżką… która
zaraz rozleciała się na dwa, równe kawałki. Została przecięta. Phantom nawet
się nie poruszyła, ale nie było wątpliwości, że to ona, to zrobiła. Alastor
przełknął ciężko ślinę, spoglądając na stojącą spokojnie postać.
-Widać nie mamy
wyjścia.- Rzekł smutno Dumbledore.- To dom Harrego i ma on pełne prawo wyprosić
nas z niego.
-Ależ, Albusie…
-Nie, Molly.- Uciszył
ją.- Wyniesiemy się.- zwrócił się do Pottera.- Ale naprawdę mi przykro, że już
mi nie ufasz, Harry. Podejrzewam, że Zakon nie może się już spotykać, w tym
domu?
-Nie może.- Przytaknął.-
A tak przy okazji…, czy to nie dzisiejszy dzień, wyznaczył pan na ostateczny
termin, do którego mieli się wynieść Tonks, Remus, profesor Snape, bliźniacy
oraz Hermiona?- Uniósł brew w pytającym geście.- Czyż to nie ironiczne, że tego
samego dnia, jest pan sam, zmuszony, opuścić ten dom? To naprawdę zabawne.-
Rzekł poważnie z demonicznym uśmiechem.- A teraz żegnam.
-Podsłuchałeś
zebranie.- Wykrztusił pan Weasley.
-Hm? To był
przypadek.- Machnął lekceważąco ręką.- Pierwszy siedziałem w kuchni, a później
wy przyszliście… to tylko taki szczegół, ponieważ nie muszę i nie będę się
przed wami tłumaczył.
-Gdybyście jeszcze
sobie tego nie uświadomili.- Odezwał się Fred. Razem z bratem stali w drzwiach
kuchni, od pewnego czasu. Nikt (oprócz Harrego i Anny) nawet nie zauważył ich
przybycia.
-To, właśnie
straciliście…
-Swoją broń,
przeciwko…
-Voldemortowi.-
Dokończyli chórem.- A teraz… wynocha.- Fred wrzucił garść proszku Fiuu do
kominka a George przelewitował na dół bagaże swojej rodziny i pozostałych
Zakonników.
-Stary, dlaczego to
robisz?- Spytał Ron.- Przecież, jesteśmy przyjaciółmi!
-Idiota z ciebie.-
Stwierdził Ghost, patrząc na niego z twarzą bez wyrazu.- A teraz, wyjdź, bo
zginiesz.
-Ale…- Zaczął, przechodząc
krok ale momentalnie się cofnął, gdy Ventus machnęła mu ostrzem przed twarzą.
Zbladł, odwrócił się na pięcie i zniknął w kominku. Po nim weszli w płomienie
pozostali. Na końcu Dyrektor.
-Pożałujesz swojej
decyzji, Harry.- Rzekł smutno.- Nikt nie może być szczęśliwy, będąc
czarnoksiężnikiem.
-Kazałem ci się
wynieść z mojego domu.- Przypomniał, mrużąc oczy.- Ani słowem nie wspomniałem o
tym, iż przyłączam się do Voldemorta ani, że będę praktykował czarną magię,
więc przestań snuć te swoje, niczym nie uzasadnione, wnioski i opuść mój dom,
ty stary przypale.- Uśmiechnął się kpiąco.- I żeby być szczerym, to nigdy ci
nie ufałem.
-Pożałujesz tego.-
Syknął tylko Drops i zniknął w płomieniach. Zapadła cisza, którą po chwili
przerwał wybuch śmiechu, bliźniaków.
-Harry, to było
genialne!
-Też tak uważam.-
Zgodziła się Anna, ściągając maskę i kaptur.
-Pewnie, że było.-
Westchnął.- Hermiono… to nie śmierciożercy zabili twoich rodziców.
-Co?- Pobladła
dziewczyna spojrzała na niego.
-Nie mogę ci na razie
powiedzieć, skąd, ale wiem, iż tamtej nocy nie było żadnego ataku. To robota
Dumbledora.
-Ale… ale…- Łzy znów
spłynęły po jej policzkach.- Dlaczego… jak… jak on mógł?
-Spokojnie.- Objął
ją.- Nie ujdzie mu to na sucho, zobaczysz. Przepraszam, nie powinienem był, teraz
o tym wspominać, chcesz się przespać?
-Nie.- Pokręciła
głowa.- Nie chce, już wszystko gra.- Zapewniła.- Dziękuje, że mi powiedziałeś,
ale Harry… czy ty, przyłączyłeś się do Voldemorta?
-Nie.- Odparł z
rozbawieniem.- Ale istnieje możliwość…- Urwał.- Nie będziemy tutaj rozmawiać.
-No właśnie, co
zamierzasz zrobić?- Zapytali Gred i Forge.
-Zabiorę ich do
kryjówki.- Oznajmił.- Anna, możesz przestawić osłony, by działy na nas oraz na
to?- Wyciągnął z kieszeni probówkę z czarnym płynem w środku i podał ją białowłosej
a ta skinęła głową.
-Co to?-
Zainteresowała się Greanger.
-Krew.
-Och…
-A, właśnie.-
Przypomniał sobie.- Przedstawię was. To Anna Rosalie Ventus, a to moi
przyjaciele, Hermiona Jane Granger, Remus John Lupin oraz Nimfadora Tonks.
-Miło mi was poznać.-
Phantom, skłoniła się lekko.
-Kim ona jest?-
Spytał Lunatyk.
-Później się
dowiecie.- Wstał, razem z Hermioną.- Chaos, możecie znaleźć ciała rodziców
Hermiony? Razem z Blood. Urządzimy im pogrzeb, pewnie Trzmiel nie pomyślał o
tym.
-Roger!- Przytaknęli
rudzi, salutując.
-A wy.- Zwrócił się
do pozostałych dezerterów.- Weźcie walizki i chodźcie ze mną. Zabiorę was do
głównej siedziby Spectrum, Navarre Castle.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA co dalej? Opowiadanie będzie kontynuowane?
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie (mimowolnie zresztą) fragment kiedy Harry pocieszał Mione i groził Landrynce... I. To. Było. GENIALNE!!!
OdpowiedzUsuńW 100% SIĘ ZGADZAM !!! Zresztą, całe to opo jest po prostu GENIALNE!! ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i lecę dalej. ^.^
E... jesteś geniuszem? :D
OdpowiedzUsuńA nie, czekaj, czekaj...
OdpowiedzUsuńWHAT?!?!
PRZERWAĆ OPOWIADANIE W TAKIM MONENCIE TO ZBRODNIA!
Racja, czytam z opóźnieniem i zorientowałam się, że jest nie dokończone, ale jasna cholera, już teraz?!
Może i spróbowałabym się uspokoić, ale tu nawet akcja Tom/Harry nie zdążyła się rozwinąć! Foch! :'(
Witam,
OdpowiedzUsuńoch wywalił ich, Dumbledore posunął się do zabicia rodziców Hermiony, to grożenie boskie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Jak dla mnie Dumbie trochę za spokojny jest...
OdpowiedzUsuń