Spec: Rozdział 11

Dłuższą chwilę w milczeniu, mierzyli się wzrokiem. Oboje mieli nieodgadnione wyrazy twarzy. Żaden nawet nie próbował ścierać łez.
-A to ci niespodzianka.- Stwierdził nagle Harry, cichym głosem.- Byłem pewien, że już nic mnie nie zaskoczy, a tu proszę.
-Harry Potter.- Powiedział Riddle, przyglądając mu się uważnie. Różdżka pojawiła się w ręce czarnoksiężnika i wycelował nią w chłopaka.- Co ty tu robisz?- Warknął, mrużąc niebezpiecznie oczy.
-Nie wygłupiaj się.- Prychnął nastolatek.- Ja po prostu muszę tutaj być. I z tego co widzę, to dobrze wiesz dlaczego.
-Tak.- Westchnął ze zrezygnowaniem Tom, chowając różdżkę do rękawa. Bojowy nastrój momentalnie go opuścił. Nastolatek usiadł obok czarnoksiężnika.
-Wiedziałeś, prawda?- Zapytał, po chwili dłuższej ciszy.
-Miałem pewnie podejrzenia, ale nie byłem pewien.
-Yhym…- Zapadło milczenie, które zaraz przerwał zamyślony Potter.- Może nie jestem odpowiednią osobą żeby o to pytać, ale jaki jest powód twoich łez?
-Pełnia.
-Nie o to pytałem.- Zaprzeczył, mrużąc oczy.- Księżyc jedynie wzmaga nasze emocje i zmusza nas do ich jawnego okazywania, czego na co dzień, jak wiadomo nie robimy. Taka już nasza wampirza natura. Ale z tego co mi wiadomo, to Czarni Panowie nie mają za dużo powodów do płaczu, dlatego jestem ciekawy.
-Zazwyczaj reaguje złością.- Westchnął, przymykając powieki.
-Tak, tak jest łatwiej.
-Bawisz się w psychologa, mój drogi Harry?- Riddle popatrzył na niego z rozbawieniem.
-Możliwe.- Zgodził się Ghost.- Odpowiesz?
-Dlaczego chcesz to wiedzieć?
-Ciekawość.
-Ach, Gryfońska cecha.- Zamrugał.
-No i to jedyna okazja, bym mógł z tobą normalnie porozmawiać, bez wiszącej nade mną groźby dostania Avadą lub jakąś inną, bolesną lub szkodliwą dla zdrowia klątwą.
-A tego chciałeś?- Marvolo spojrzał na niego uważnie.- Rozmowy? Czy może, spowodowane jest to tylko twoim… naszym, obecnym stanem? Że tak się wyrażę… pokojowym. Ale to nie są twoje prawdziwe uczucia.
-Nie jestem naćpany.- Zmarszczył brwi.- Zapewniam cię, że zapamiętam wszystko z naszego spotkania, nawet jeżeli zostało one spowodowane przez księżyc.
-Och…- Voldemort wziął głębszy oddech.- Cóż, to chyba, tak. Myślę, że mógłbym ci powiedzieć.
-O, dobrze.- Cisza.- No więc? Powiesz?
-Taak.- Zastanowił się.- Wydaje mi się, że jestem po prostu zmęczony i sfrustrowany. Prawie wszyscy moi zwolennicy siedzą w Azkabanie, zostali mi sami idioci, albo szaleńcy tacy jak Bellatrix. Tak przy okazji, to wcale nie kazałem jej zabijać twojego ojca chrzestnego. W ogóle nie kazałem im nikogo zabijać. Działała z własnej inicjatywy i zapewniam cię, że otrzymała za to surową karę.
-Nie musisz się przejmować Syriuszem.- Zapewnił Potter.- Wiem, że jest sposób żeby ściągnąć go z powrotem zza zasłony, ale Belli i tak nie lubię więc uważam, że zasłużyła na to co ją spotkało.
-Tak myślisz? Może, masz racje.
-Oczywiście, że mam.
-Ogólnie moi śmierciożercy to skończeni idioci. Kazałem im przynieść jakąś małą kulkę z ministerstwa, ale nie! Nawet czegoś tak prostego nie mogą zrobić dobrze! Do tego tracimy poparcie…, przegrywamy tę wojnę.
-I to cię tak zdołowało, hm.- Mruknął.
-A kogo by nie zdołowało?- Naburmuszył się.- Merlinie, po co ja ci to mówię?- Jęknął.- Nie powinienem.
-Tak, racja, nie powinieneś.- Zgodził się Harry.- Ale powiedziałeś. Zwal winę na księżyc.
-To jest jego wina.- Marvolo spojrzał na naturalnego satelitę ziemi z wyrzutem.- Głupia kula sera.- Potter parsknął, słysząc to porównanie. Taak, to, że sobie siedzą tutaj i rozmawiają a nie rzucają w siebie klątwami to sprawa księżyca. Pełni, dokładniej. Pełnia dziwnie działa na magiczne stworzenia. Wilkołaki, które normalnie są przyjazne i spokojne szaleją i mordują ludzi a Wampiry które z natury są zimne, obojętne oraz nieufne, urodzeni mordercy, stają się miłe, przyjazne i otwarte na innych, nawet swoich największych wrogów nie mogą traktować źle. Kiedy jakiś krwiopijca zamorduje podczas pełni innego przedstawiciela swojego gatunku, również zmieni się w proch. Ale Harry nie miał pojęcia, że Voldemort ro Wampir. Ta sytuacja była dziwna.
-A ty?- Spytał Riddle, wyrywając z zamyślenia Ghosta, który spojrzał na niego pytająco.- Dlaczego płaczesz?
-Przez pełnię.- Powtórzył jego słowa, ale widząc spojrzenie Toma postanowił rozwinąć swoją wypowiedź.- Chyba nad przeszłością i samotnością… tak, nad tym, bo ostatnio wszystko zaczęło się jakoś układać a przynajmniej zacznie, bo już mam plany, ale nadal…
-Masz żal.- Zgadł Czarny Pan. Teraz on pobawi się w psychologa.- Nie możesz uwolnić się od przeszłości.
-Ty też.- Wytknął.
-Mam już siedemdziesiąt lat.- Marvolo skrzywił się.- To wszystko było tak dawno, że przestało sprawiać mi ból.
-Aha…
-A jaka była twoja?- Zainteresował się.- Ja ci powiedziałem, rewanżuj się.
-Chyba nie zapomnę dopóki się nie zemszczę, a nawet wtedy…- Westchnął.- No niech ci będzie. A pomyślałby kto, że tylko Gryfoni są tacy ciekawscy.- Prychnął i zaczął opowiadać. A przy tym cały czas patrzył w niebo. O tym jak był traktowany u Dursleyów, że wiele razy wylądował w szpitalu, że prawie go zabili, jak w wieku pięciu lat spotkał Vincenta i wymykał się do niego za pomocą zmieniacza czasu, a trzy lata później swoich przyjaciół i założyli Spectrum. Kiedy po raz pierwszy kogoś zabił, jak było zabawnie kiedy zaczynali, później o Hogwarcie, wszystkich jego przygodach i przekrętach. Wspomniał też krótko o incydencie sprzed pięciu lat, ale nie opisał go szczegółowo. Na koniec, opowiedział o zdradzie Dumbledora oraz jego przyjaciół.
-Nie miałeś wesołego życia.- Stwierdził wolno Tom, kiedy Potter skończył opowiadać.
-Tak, a ty nie ułatwiałeś mi tego, chcąc mnie zabić.- W oczach czarnoksiężnika błysnęło coś dziwnego. Złość? Ale nie na rozmówcę. Raczej, na samego siebie.
-Nigdy nie chciałem cię zabić.- Wyznał, ledwo dosłyszalnym szeptem.
-Ależ oczywiście, że nie.- Zgodził się ironicznie przywódca Widma.
-Nie, naprawdę.- Zapewnił Tom, teraz już trochę pewniej.- Ani ciebie, ani twoich rodziców. Szczerze to zawsze chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale nie miałem okazji. Myślałem, że Dumbledore tak wyprał ci mózg, że nie będziesz słuchał, ale wygląda na to, że się pomyliłem. Wiem, że to brzmi jak wymówki… nigdy nie chciałem ciebie zabić, ale zostałem do tego zmuszony.
-Przez przepowiednię, tak?- Harry zagryzł dolną wargę.
-Nie.- Czarny Pan pokręcił przecząco głową.- Przez zaklęcie.
-Nie rozumiem.
-Domyślam się.- Uśmiechnął się lekko.- Widzisz, twoi rodzice stali po mojej stronie. Byli szpiegami w Zakonie Feniksa. Dumbledore odkrył to bo Peter zdradził. Kiedy przybyłem do doliny Godryka było za późno. Lily i James leżeli martwi na podłodze.
-A co ze mną?- Spytał szeptem Harry.
-Klątwa powolnej śmierci.- Odparł słabo Tom.- Nie mam pojęcia, jak można rzucić taki przeklęty czar na dziecko… umierałbyś tydzień, powoli w okropnych męczarniach, twoje organy niszczyłyby się, wypalane przez magiczny kwas, od tych mniej ważnych aż do serca, płuc i mózgu. Rzuciłem na ciebie Avade, ale nie przewidziałem, że Lily ustawi tarczę krwi przeciwko klątwie uśmiercającej. Zniknąłem a dalszą część historii znasz.
-To znaczy…- Harry spojrzał na niego, szerzej otwartymi oczyma.- Dlaczego teraz mi o tym mówisz?
-A uwierzyłbyś, gdybym ci to wykrzyczał na cmentarzu?- Odparował ironicznie.- Do tego nie wyglądałem za ciekawie, więc gdybym cię zaprosił na herbatę do zamku, też byś się nie zgodził, ostatecznie grałem swoją rolę.
-Dlaczego uważasz, że teraz ci uwierzę?- Tom nie odpowiedział, tylko spojrzał na księżyc a Harry podążył za jego wzrokiem. Zmarszczył brwi w geście irytacji.
-Bardziej ufam Veritaserum.
-Podaj mi je, jeżeli masz przypadkiem przy sobie fiolkę.
-Nie jestem Severusem, nie noszę takich rzeczy w kieszeniach szaty.
-Cóż… co w takim razie zamierzasz zrobić?
-Nie wiem.- Przyznał szczerze.- Ale jeśli mówisz prawdę, to moi rodzice żyję. Nikt nie zmienił mnie w wampira, byłem nim od urodzenia co znaczy, że moi rodzice też.
-Nie wiedziałem o tym kim są.- Przyznał Tom.- Ale to możliwe. Na wampiry nie działa Avada. Tylko zapadają w magiczną śpiączkę trwającą 24h, podobną do stanu który wywołuje wywar żywej śmierci.
-Czyli to Dumbledore musiał coś z nimi zrobić po tym jak zniknąłeś, bo nie odnaleziono ciał.
-Tak, ten starzec byłby do tego zdolny.- Mruknął Riddle.- Powiedz mi Harry, jakie jest twoje stanowisko w tej wojnie?
-Och, na pewno będę przeciwko Trzmielowi.- Odparł nonszalancko.- Ale uprzedzając kolejne pytanie, nie podjąłem jeszcze decyzji czy się do ciebie przyłączyć. Cóż, na pewno nie byłbym wtedy zwykłym śmierciożercą.
-To zrozumiałe… na twoim miejscu, też nie chciałbym być zwyczajnym sługą, jesteś zbyt potężny.
-Dzięki.- Wyszczerzył się.- Na razie, mam zamiar siać zamęt w Hogwarcie i dowiedzieć się co stało się z moimi rodzicami.
-W jaki sposób?- Zainteresował się Riddle.- Chyba nie zapytasz o to Dropsa wprost.
-Nie jestem idiotą.- Spiorunował go wzrokiem.- Nadal nie wiem, czy powiedziałeś prawdę.
-Słowo czarnoksiężnika, że nie kłamię.
-To chyba nie jest wiele warte.- Burknął.
-Nie mam ci za złe, ze mi nie ufasz.
-Zdziwiłbym się, gdybyś miał.- Przyznał Potter.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- Zauważył Tom.
-Nie mam zamiaru, ale poinformuję cię o rezultacie. W końcu skoro byli twoimi śmierciożercami to pewnie chciałbyś wiedzieć co się z nimi stało.
-Tak, dziękuje.- Skinął głowa.- Zmienię temat. Twoi krewni.
-Coś z nimi nie tak?
-Wiele rzeczy.- Syknął.- Ale nie o to mi chodziło. Zastanawiałem się tylko czy masz może zamiar się zemścić na nich, za to co ci zrobili.
-A gdybym miał taki zamiar, to co?
-Pozwól mi się przyłączyć.
-E?- Spojrzał na niego zaskoczony, po czym uśmiechnął się przebiegle.- Pewnie, czemu by nie?
-Mówisz serio?
-Tak. Domyślam się, że Czarny Pan zna naprawdę dużo ciekawych metod tortur a to może okazać się pomocne.
-Kiedy?
-Prawdopodobnie niedługo.- Zastanowił się chwilę, bo nie wybrał jeszcze ostatecznej daty rozpoczęcia operacji: Szaleństwo.- A tak przy okazji, to skoro moi rodzice byli śmierciożercami to dlaczego ani Severus ani Remus i Syriusz nic o tym nie wiedzieli?
-Obliviate.
-Cholerny staruch.- Burknął.- Wyślę ci sowę.
-Dobrze.
-Można powiedzieć, że teraz zawarliśmy coś w rodzaju porozumienia?
-Chyba tak.
-To chore, moje życie jest nienormalne.- Stwierdził gorzko Harry a Czarny Pan zaśmiał się. Ghost rzucił mu urażone spojrzenie.- Nie pomagasz.
-Nie miałem zamiaru. Lepiej już idź.
-Tak, tak…- Ziewnął.- Och, a tak przy okazji, byłem u Gringotta i pozwałem Trzmiela za kradzież.
-Że co zrobiłeś?!- Voldemort popatrzył na niego z niedowierzaniem.
-No, pozwałem go.- Wzruszył ramionami.- Podkradał pieniądze z mojej skrytki od rzekomej śmierci moich rodziców.
-A ty go pozwałeś.- Powtórzył Czarny Pan, po czym wybuchnął śmiechem.- Merlinie, to jest takie zabawne. Nikt nigdy nie pozwał Albusa Dumbledora.
-Nikt nigdy nie próbował okradać Ghosta.- Odrzekł Harry, mrużąc oczy.
-Właśnie Ghosta.- Spoważniał Riddle.- To było zaskoczenie. Nie podejrzewałbym, że Złoty Chłopiec może być przywódcą tego Spectrum.
-Niespodzianka.- Prychnął.
-Próbowałem się z wami skontaktować.
-Tak wiem.- Westchnął.- Chciałeś przeciągnąć nas na swoją stronę.
-Jeszcze do tego wrócimy.- Ostrzegł.
-Hm…, mógłbyś poprosić Lucjusza, żeby znalazł mi jakiegoś dobrego prawnika?
-Skąd wiesz, że nie siedzi w Azkabanie?
-Mam swoje źródła.- Mrugnął do niego, wstając. Przeciągnął się.- No nic, znikam. Do zobaczenia.- Deportował się, zostawiając zamyślonego Voldemorta siedzącego na ławce w Mugolskim parku.

6 komentarzy:

  1. Heheheheheheh, noo, to teraz to już NAPRAWDĘ będzie się działoo..
    HEHEHEHEHEHEHEHEH!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, Tom wkracza do gry! :D Masz talent! Lecę czytac dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    są wampirami, to zatem gdzie są rodzice Harrego i jak się okazało byli śmierciożercami, pogawędka miła...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale jaja! Harry i Tom? Spokojna rozmowa? Bez zaklęć? Świat się wali!

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG to jest zarąbistej a z każdym rozdziałami 100 razy lepsze😍😍

    OdpowiedzUsuń