Chłopak, w długim
czarnym płaszczu, z kapturem, narzuconym na głowę i białej masce z czarnym
liściem, pod lewym okiem zasłaniającej twarz, wkroczył na ulicę śmiertelnego
Nokturnu. Porządni czarodzieje, uważający się za dobrych, nie zapuszczali się w
tę okolice i dobrze, bo nikt nie pomyślałby, żeby szukać tutaj Złotego Chłopca.
Skierował się do
baru, o nazwie ,,Bazyliszek’’.
Gdy stanął w drzwiach
lokalu, wszyscy znajdujący się w środku ludzie zamilkli, spoglądając na niego
ze strachem oraz podziwem. On, nic sobie z tego nie robiąc, przeszedł na sam
tył pomieszczenia i usiadł przy stoliku, w kącie, skrytym w cieniu. Dopiero
wtedy gwar rozmów, na nowo wypełnił pomieszczenie.
-Co podać?- Zapytał
barman, podchodząc do niego.
-To, co zwykle, dwa
razy.- Odparł nastolatek. Mężczyzna skinął głową, by po chwili wrócić ze
srebrną tacką, na której stała butelka wina, Chateau Lafite Rothschild oraz dwa
kieliszki. Postawił ją przed chłopakiem.
-Ty zawsze zamawiasz
te najdroższe, roczniki.- Zaśmiał się barman.
-Czy to problem?
-Ależ skąd.- Machnął
lekceważąco ręką.- Ale pomyślałby kto, że ci wszyscy ludzie myślą, iż
sprzedajemy tylko Ognistą Whisky.
-To prawdopodobne.-
Zgodził się Harry, nalewając sobie do kryształowego kieliszka, rubinowego płynu
z fioletowymi refleksami. Uśmiechnął się lekko, ściągając maskę i upijając
trochę, jednego ze swoich ulubionych trunków. On po prostu kochał wina.
Nie bał się odsłaniać
twarzy w barze. Sławną bliznę, ukrytą miał czarami maskującymi, do tego rzucił
na siebie czar, by nikt nie mógł zapamiętać jego twarzy, nawet po wpatrywaniu
się w nią godzinami, odwróci się, odejdzie i… zapomni.
-W takim razie mam
szczęście, że nadal tutaj przychodzisz.- Stwierdził mężczyzna, po czym odwrócił
się na pięcie i odszedł. Potter, oparł głowę na ręce i leniwie popijając
alkohol, obserwował drzwi do baru. Po chwili, do środka wszedł wysoki,
przystojny, młody mężczyzna. Miał długie, proste jasne blond włosy z grzywką,
perłową cerę oraz fiołkowe oczy o pionowych źrenicach. Nosił fioletową,
niedbale zapiętą koszulę z podwiniętymi rękawami, białe dżinsy oraz czarne,
eleganckie buty, a na ramiona zarzucony miał czarny płaszcz z kapturem. W ręce
trzymał czerwoną maską, odsłaniającą tylko oczy.
-Cześć.- Przywitał
się wesoło, siadając naprzeciwko nastolatka.
-Witam cię, Inferno,
a może powinienem powiedzieć, Vincencie Robespierre?- Zastanowił się Harry,
nalewając znajomemu wina. Podsunął mu kieliszek.- Co u ciebie?
-Nie najgorzej,
dziękuje.- Uśmiechnął się ironicznie.- A to, jedno z wielu imion. Miałeś
jakiś konkretny powód, by przychodzić akurat tutaj?
-Taa, o szóstej
zabiorą mnie do Kwatery Zakonu.- Powiedział z niechęcią.- Tam nie będę mógł
pić.
-Alkoholik.
-I kto to mówi?-
Prychnął.- Osoba która nie przeżyje godziny, bez kawałka czekolady.- Jak na
potwierdzenie jego słów, Vincent wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza
tabliczkę gorzkiej czekolady, odpakował ją i ugryzł kawałek z błogim uśmiechem.
Ghost skrzywił się.- Nie wiem, jak ty możesz to jeść.
-Dobre jest.-
Wzruszył ramionami, po czym zmienił temat.- Plan?
-Tak. W tym roku, w
Hogwarcie, będzie niezłe zamieszanie.- Uśmiechnął się przebiegle Potter.- I to
już pierwszego dnia.
-Domyślam się.-
Zaśmiał się krótko.- Zgaduje, że nie powiesz mi, co miałeś na myśli, prawda?
-Nie.
-Dobrze…- Westchnął.-
Ale jest coś, o czym musisz wiedzieć.
-To ma coś wspólnego
z Trzmielem?
-Raczej nie.-
Zastanowił się.- Widzisz, w ostatnim miesiącu znaleziono dziesięć ciał. Ludzie
należeli do różnych mafii, niczym ze sobą nie powiązanych, chyba, że jakimiś
porachunkami w przeszłości. Nic aktualnego.
-To normalne.-
Stwierdził Harry.- Coś niezwykłego, stało się z tymi zwłokami?
-Tak.- Przytaknął.-
Wszystkie wyglądały, jakby zostały rozszarpane przez jakieś dzikie zwierzę, ale
sprawdziliśmy sygnatury. Na pewno zrobił to człowiek, Mugol, tyle, że jego
aura, była dziwna…
-Dziwna?- Powtórzył,
upijając wina i unosząc brew w pytającym geście.
-Zniekształcona.-
Wyjaśnił.- Na pewno, należała do Mugola, ale nie była zwyczajna.
-Charłak, w którym
budzą się moce?
-Nie.- Zaprzeczył.-
Chodzi o to, że nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z czymś takim. Czymkolwiek
jest ten osobnik, to seryjny morderca, jednak nie zabija nikogo oprócz członków
mafii. Oficjalnie nieznanych społeczeństwu, członków mafii.
-To rzeczywiście
dziwne.- Zgodził się.- Możliwe, że za te zdarzenia odpowiedzialnych jest więcej
tych stworzeń?
-Wykryliśmy tylko
jeden rodzaj sygnatury.
-Rozumiem.- Namyślił
się.- Dlaczego nie poinformowano mnie o tym wcześniej?
-Chrzestni myśleli,
że sobie poradzą i sami złapią sprawcę. Zaczął się wyścig, bo każdy chciał
pomścić swoich ludzi. Ale dzisiaj zginął zastępca szefa mafii Cranio.
-Te śmieci?
-Taak.- Wywrócił
oczami.- I teraz na poważnie chcą złapać sprawcę.
-Rozumiem. A co z
Genesis?
-Nie odezwali się,
ale uważam, że to tylko kwestia czasu, zanim staruszek zorganizuje zebranie, a
my zostaniemy wciągnięci w tą sprawę.
-Ach, tak…- Na chwilę
zapadła cisza.- Skoro tak, to uważam, że powinniśmy się bliżej przyjrzeć tej
sprawie. Mamy dostęp to tych zwłok?
-Oczywiście.
-Dobrze, w takim
razie chodźmy.- Powiedział, wstając. Machnął ręką, a wino zniknęło. Na stoliku
zostawił zapłatę dla barmana, oraz napiwek.
-Zaraz, zamierzasz
tam iść osobiście? Teraz?
-Tak, a to jakiś
problem?
-Nie, ale normalnie,
wysłałbyś kogoś w zastępstwie.- Usprawiedliwił się.- Uważasz, że Widmo może być
w niebezpieczeństwie?
-Widmo jest
nieuchwytne.- Odpowiedział tylko. Zakryli twarze, po czym wyszli z baru. Zaraz
na ulicy, deportowali się przed opuszczony budynek szpitala, który został
wykupiony od miasta przez mafię Healing.
Weszli do środka, a
strażnik skinął im głową z szacunkiem oraz lekkim strachem w oczach.
-Pan Ghost, Pan
Inferno… mogę spytać, co panów tutaj sprowadza?
-Chcemy się zobaczyć
z Pazzo.- Oznajmił Robespierre.- Zastaliśmy go?
-Owszem, szef
przebywa teraz w podziemnym bloku C, ale jest zajęty i zabronił, komukolwiek,
przeszkadzania mu w pracy…- Urwał, widząc, że Harry zignorował jego słowa i
ruszył w kierunku wyżej wymienionego bloku.- Panie Ghost?
-Spokojnie, na pewno
nie będziesz miał problemów, z powodu naszej wizyty.- Zapewnił Vincent.-
Zwłaszcza, że przyszliśmy tutaj w sprawie, jego obecnego zajęcia.
-O-och…- Nie zdążył
niczego więcej powiedzieć, bo mężczyźni zniknęli w windzie. Zjechali trzy
kondygnacje do podziemi, gdzie znajdował się kongres wirusów oraz bakterii, C.
Z laboratorium wydobywała się ciężka, metalowa muzyka. Pazzo nucąc pod nosem,
krzątał się, przy leżących, na stole operacyjnym, zwłokach, co chwila
odkrawając kawałek ciała, lub wstrzykując w nie różnokolorowe substancje.
Był dość młody, nie
mógł mieć więcej, niż dwadzieścia trzy lata. Białe włosy zaczesane miał do
tyłu, a oczy koloru węgla chowały się za prostokątnymi okularami, w czarnych
oprawkach. Nosił czarną koszulkę, takie same spodnie i luźno związane glany
oraz biały, rozpięty kitel do kolan, z podwiniętymi rękawami.
-Pazzo.- Przywitał go
Harry, podczas gdy Inferno wyłączył muzykę. Zaskoczony szef mafii poderwał na
nich wzrok, ale zaraz się uśmiechnął.
-Tak myślałem, że
mnie odwiedzisz, Sir.- Powiedział z szacunkiem, odkrywając całkowicie ciało.-
Chodź, zobacz.
-Obrzydliwe.-
Stwierdził beznamiętnie Potter, patrząc na zmasakrowane zwłoki. Nie dało się
określić, gdzie ma rękę a gdzie nogę i czy w ogóle je ma. Wyglądały, jak
zakrwawiona kupa mięsa.
-Prawda?- Zachichotał
białowłosy.
-Co możesz mi o tym
powiedzieć?
-Niewiele.-
Przyznał.- Musimy poczekać na wyniki analizy DNA, ale na ten moment… to nie
była robota człowieka, chociaż odkryliśmy przypominającą ludzką sygnaturę…
podejrzewam raczej jakiś rodzaj, mutacji genetycznej.
-Naturalna, czy
stworzona przez człowieka?
-Nie dowiemy się
tego, dopóki nie otrzymamy wyników analizy.
-Podejrzewasz…?
-Taak, to bardzo
ciekawe.- Zadumał się.- Owszem, druga opcja jest bardziej prawdopodobna, Sir.
-Rozumiem.
-Mógłbyś się ze mną
skontaktować, kiedy otrzymasz wyniki?- Zapytał Vincent a Pazzo zmierzył go
uważnym spojrzeniem.
-Ktoś, powstanie z
powstanie z popiołów, Sir.- Zwrócił się do Ghosta, a oczy chłopaka rozszerzyły
się nieznacznie za maską.- By wypalić widmo… Taak, skontaktuje się z tobą,
Inferno.
-Dobrze.
-Idziemy, do
widzenia, Pazzo.- Rzucił Harry, odwracając się na pięcie i ruszył do wyjścia.
Robespierre podążył za nim. Kiedy znaleźli się z powrotem na Nokturnie, Potter zapalił
papierosa, marszcząc brwi. Opadł się plecami o ścianę, zdejmując maskę. Deszcz
padał, omijając ich, dzięki zaklęciom. Powoli wstawał świt. Promienie słońca
usiłowały przebić się, przez ciemne chmury.
-Coś się stało?-
Chciał wiedzieć Vincent.
-Nie.- Zaprzeczył z
westchnięciem.- Albo tak. Albo, najlepiej, żebym się mylił. Żeby on się mylił.
-Harry…
-Pójdę już.-
Powiedział, wrzucając niedopałek do kałuży. Włożył z powrotem maskę.
-Gdyby coś się
działo, proszę, skontaktuj się ze mną.
-Tak.- Nie brzmiało
to przekonująco. Deportował się, zostawiając zmartwionego Vincenta, na środku
ulicy, Śmiertelnego Nokturnu.
SUUUUUPEEEEEEEER!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńA ja się ZGAAAAAAAAAAAAAAAADZAAAAAAAAAAAAAAAAMM z powyższym!!!!! To opo jest ekstra!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i lecę czytać dalej!!
Witam,
OdpowiedzUsuńach Harry zostanie przeniesiony, ale ciekawe co by się stało, jak by zniknął... i ciekawe co dokładnie planuje...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie