-Hm?
-Jeżeli zgodzę się
wstąpić w szeregi twoich zwolenników…- Zaczął.- Nie zrobię tego jako Harry
Potter. Nie tylko, przynajmniej. Zresztą, nawet gdybym chciał nie mógłbym w tym
momencie oficjalnie zmienić stron… Zrobię to jako przywódca Spectrum, Ghost.
-Wiem to.
-Więc, moi
przyjaciele i podwładni również staną po twojej stronie.
-Tak.
-Ale nie tylko oni.
-Co masz na myśli?
-Pewnie większość
ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy, ponieważ jesteśmy wolnymi strzelcami.-
Oznajmił.- Ale gdyby ktoś sporządził grafik ważności poszczególnych mafii to
Spectrum stałoby zaraz pod Genesis a może nawet na równi. Posiadam władzę nad
większą częścią przestępczego świata. Gdy stanę się twoim sprzymierzeńcem ty
również będziesz mógł z tej władzy korzystać, ale jeśli okaże się iż to co
powiedziałeś o moich rodzicach to kłamstwo, staną przeciwko tobie wszystkie
mafie, gangi oraz większość magicznych stworzeń. To ryzykowny układ.
-…Zawrzyjmy go.-
Zdecydował Tom, po chwili namysłu.
-Dobrze, w takim
razie.- Zgodził się Harry.- Na jakich warunkach?
-Nie będziesz moim
śmierciożercą.- Oznajmił.- Tylko prawą ręką, czyli będziesz stał ponad
śmierciożercami. Można powiedzieć, że będziesz miał nad nimi taką samą władzę
jak ja.
-Mhm.- Uśmiechnął
się.- Wziąłeś sobie do serca moje słowa o niebyciu sługą.
-Zdaje sobie sprawę z
twojego poziomu mocy.
-Boisz się?-
Uśmiechnął się przebiegle.
-Jeszcze czego, nie
schlebiaj sobie.- Prychnął Voldemort mierzwiąc mu włosy.- A z twojej strony?
-Chyba, chcę tylko
Severusa.- Wzruszył ramionami. Riddle popatrzył na niego pytająco.- To ojciec
Quieta…, nadal będzie robił dla ciebie eliksiry i to co robił do tej pory, ale
chcę mieć ostatnie słowo co do niego.
-Tak zwana,
nietykalność?- Zasugerował.
-O tak.- Przytaknął.-
Shadow by się wkurzył gdyby coś się stało jego ojcu…
-Boisz się?-
Powtórzył kpiąco jego słowa.
-Jeszcze czego.-
Prychnął, wielce urażony Ghost.- Tak w ogóle, Sev to mój chrzestny.
-Mhm… O! I będziesz
chodził na spotkania śmierciożerców.
-To chyba oczywiste.-
Przytaknął.- Jako kogo masz zamiar im mnie przedstawić?
-Nie zdecydowałem
jeszcze.
-Szczerze, wolałbym
żeby nie wszyscy znali moją prawdziwą tożsamość.- Zmarszczył brwi.- Dotychczas
nikt jej nie znał.
-Tak więc, tylko
wewnętrzny krąg.
-Bez Belli.
-Zgoda, bez niej.-
Poparł Tom.- To wariatka.
-W końcu to
zauważyłeś.- Uśmiechnął się ironicznie.- Trochę ci to zajęło.
-Ja wiedziałem to od
zawsze.- Zaprzeczył.- Po prostu umiejętnie ignorowałem ten fakt.
-Łał, oszukuj się
dalej.
-Nie wiesz o
wszystkim, mój drogi Harry.
-Dlaczego tak do mnie
mówisz?
-Jak?
-,,Mój drogi Harry’’-
Przedrzeźnił.- To trochę jak ,,mój drogi chłopcze’’ Dumbledora. Nie rozumiem, o
co wam z tym chodzi? To jakiś fetysz?
-Nie, po prostu ty
jesteś mój.- Oznajmił beztrosko Riddle.- A Drops niech się wali, on żyje
iluzją.
-Hmmm…- Potter
spojrzał na niego uważnie, po czym uśmiechnął się wrednie.- A moim zdaniem obaj
jesteście prewersami.
-Nie porównuj mnie do
tego starca!- Oburzył się.- Zaraz… prewersami?!
-Nie ważne.-
Stwierdził nastolatek.
-Nie…
-Wiesz, że rozmawiamy
o podjęciu naszej współpracy na środku ulicy gdzie każdy mógłby nas podsłuchać?
-Zaklęcie
wyciszające.
-Też rzuciłem jedno.-
Wyszczerzył się.- Ale to musiałby być niezwykły widok, nie? Czarny Pan alias
Voldemort i płatny morderca w mugolskim lunaparku.
-LORD Voldemort.-
Poprawił go pomocnie Tom.
-Jasne.- Parsknął
chłopak.- Będę się już zbierał Lordzino. Musimy to kiedyś powtórzyć.
-Nie ma mowy.-
Zadrżał Marvolo.- Na pewno więcej nie wsiądę do tej przeklętej kolejki…
-Ha! Nareszcie
znalazłem coś czego się boisz!
-Nie boję się.-
Zaprzeczył.- Mdli mnie.
-Haha.- Zaśmiał się,
spoglądając na Riddla. Jego piękną twarz, delikatną cerę, miękkie włosy i
niesamowite, błyszczące oczy odbijające światła nocnego miasta. Nie wiedział,
że starszy czarodziej tak samo patrzy na niego. Nagle, Harry zapragnął
pocałować Toma. Nie miał pojęcia skąd wzięło się u niego takie pragnienie, ale…
odkąd został Ghostem, zawsze dostawał co chciał. Albo mu dawano albo sam sobie
brał.
Tak więc, dlaczego
tym razem miałoby być inaczej?
Niewiele myśląc,
dotknął policzka starszego czarodzieja. Tom spojrzał na niego zaskoczony. Harry
wspiął się na palce i złożył na zimnych wargach Voldemorta delikatny pocałunek.
Ciało chłopaka zalała fala gorąca. Poczuł jak przebiega go dreszcz i sądząc po
lekkim rumieńcu na policzkach Czarnego Pana, on poczuł to samo. Pieszczota nie
trwała długo. Potter nagle oprzytomniał i odsunął się gwałtownie, patrząc na
Marvola szerzej otwartymi oczyma. Ten wolno uniósł rękę i dotknął palcami
swoich warg.
-Harry…
-Em, to ja już sobie
pójdę. Cześć.- Spanikowany nie patrząc na Toma, odwrócił się na pięcie i
deportował na środku ulicy, nie przejmując się tym iż jakiś Mugol mógł go
zobaczyć.
*
Pojawił się w swoim
pokoju w Navarre Castle. Od razu opadł na ogromne łóżko zasłonięte czarnym
baldachimem z butelkowo-zieloną satynowa pościelą. Westchnął głośno. Paliła go
twarz, na policzki wystąpiły rumieńce co było tak rzadkim zjawiskiem jak śnieg
w środku lata. Ale nie mógł nic na to poradzić. Cały czas czuł pod opuszkami
palców dotyk jego delikatnej, nieskazitelnej skóry, gorąco opanowujące całe
ciało i te miękkie, chłodne wargi na jego niewiele cieplejszych ustach.
-Cholera…- Jęknął.
Nigdy nie interesował się kobietami. Był gejem. Wiedział to chyba od zawsze.
Spał nawet z kilkoma facetami, nie było to nic zobowiązującego, tylko sex…, ale
wcale nie był osobą która ma ochotę pocałować pierwszego lepszego ładnego
faceta! No i on nie był taki znowu ,,pierwszy lepszy’’. To Czarny Pan!
Diabelnie przystojny
a nie tylko ,,ładny’’.
Właściwie, sam nie
wiedział dlaczego to zrobił. To był… impuls. A uczucie kiedy ich wargi się
zetknęły… nieziemskie. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego.
Strasznie mu się to podobało i chciałby doświadczyć tego jeszcze raz.
Argh, nie miał
pojęcia co o tym wszystkim myśleć.
Zwykle, potrafił
panować nad wszystkimi emocjami i uczuciami, nawet nad pożądaniem czy
podnieceniem a teraz…
Dotknął swojej
gorącej twarzy, marszcząc brwi. To nie było normalne. Nie dla niego. I czemu
wcześniej niczego nie poczuł? Np. w domu strachów, kiedy trzymali się za ręce…
nawet nie zwrócił na to uwagi, wydawało się normalne, naturalne.
Ale teraz jak się tak
zastanowić to podobało mu się, kiedy ich dłonie były splecione.
-A niech cię cholera,
Riddle…!
-Czyżby spotkanie nie
przebiegło tak, jak planowałeś?- Usłyszał. Poderwał się do siadu. W drzwiach
stał Quiet, oparty o framugę.
-Cześć.- Burknął,
opadając z powrotem na łóżko.- Czego chcesz?
-Mój ojciec dostał list
dla mnie bym przekazał go tobie od Lucjusza Malfoya.- Oznajmił, przyglądając się
uważnie przyjacielowi.- Dotyczy rozprawy. Odbędzie się ona jutro o godzinie
piętnastej.- Powiedział, kładąc kopertę na szafce nocnej. Usiadł na brzegu
łóżka.
-Mhm… aha…
-Coś się stało?-
Zapytał, lekko zdziwiony nienaturalnym zachowaniem Ghosta. Czy nie powinien
teraz zacząć snuć jakiś niecnych planów przeciwko Dumbledorowi, jak to zawsze
robi gdy wszystko idzie po jego myśli? Harry miał w zwyczaju planować kilkanaście
kroków na przód oraz rozważać wszystkie, nawet najmniej prawdopodobne
możliwości. Powinien teraz zrobić tak by rozprawa zakończyła się ich 100%
sukcesem. A on tymczasem wyglądał na w ogóle niezainteresowanego.
-Jestem
zdezorientowany i skołowany.- Wymamrotał.
-Ua.- Shadow
rozszerzył oczy.- To zupełnie do ciebie niepodobne. Powiedz mi, co doprowadziło
cię do takiego stanu?
-Pocałunek.
-Z kim?- Zmarszczył
brwi.
-Ja… pocałowałem
Voldemorta.
-Że słucham?!
-To dziwne?- Spytał
zamiast odpowiedzi, spoglądając na przyjaciela.
-No raczej.
-Tak też myślałem.
-Dlaczego to
zrobiłeś?
-Nie wiem… po prostu
chciałem.- Wzruszył ramionami.- Zrobiłem to pod wpływem impulsu. Tak pięknie
wtedy wyglądał…
-Ey, bo powiesz coś
czego będziesz żałował.- Przerwał mu.
-Mhm.
-A jak on zareagował?
-Nie wiem, uciekłem.
-Hm…- Przyłożył mu
dłoń do czoła a Harry spojrzał na niego z wyrzutem.
-Co robisz?
-Nie masz gorączki.
-Dlaczego miałbym mieć?
-To nie w twoim
stylu, uciekać.- Wyjaśnił.
-To było…
nieplanowane.- Przyznał z westchnięciem.
-Wiesz.-
Zachichotał.- Nie możesz wszystkiego przewidzieć.
-Owszem mogę.-
Naburmuszył się.
-Teraz zachowujesz
się jak dziecko.- Zauważył Snape a Potter pokazał mu język.- Ale wiesz, nie
dziwi mnie to, że cię zauroczył. Jesteście do siebie cholernie podobni z
charakteru a on jest naprawdę przystojny. To była tylko kwestia czasu.
-Och, a więc ty
możesz wszystko przewidzieć?- Sarknął.
-Nie jestem
Trelawney.
-Phi, tak jakby ona
mogła cokolwiek przewidzieć.
-Nie zmieniaj tematu.
-A do czego
zmierzasz?
-Pasujecie do
siebie.- Powiedział po prostu, wzruszając ramionami. Harry patrzył na niego
przez chwilę.
-Przeczucie?
-Dedukcja.- Shadow
uśmiechnął się ironicznie a Potter prychnął.
-Też coś.
-Wiesz jak to mówią,
miłość… od pierwszego wejrzenia, nie?- Kontynuował.- Wampirów nie ciągnie do
siebie w czasie pełni bez powodu.
-Moment w którym
pierwszy raz się zobaczyliśmy…- Ghost udał, że się namyśla.- Ach, tak. Ja
miałem wtedy jedenaście lat a jego twarz wystawała z tyłu głowy śmierdzącego
czosnkiem profesora od OPCMu.
-Ee… cóż… po prostu
mi zaufaj.- Quietus poklepał go po ramieniu, nie będąc pewnym co więcej może
powiedzieć. Potter westchnął.
*
Ghost zamrugał kilka
razy i rozejrzał się dookoła. Był pod mostem, niedaleko rzeki. Było ciemno,
noc. Obok niego szedł Quietus. Oboje mieli na sobie płaszcze Spectrum, ale
maski trzymali w rękach.
-Shadow.- Odezwał
się.
-Hm?- Przyjaciel
spojrzał na niego.
-Co ja tutaj robię?-
Chciał wiedzieć.
-Telefon od Pazzo.-
Wyjaśnił.- Inferno powiedział, że podobno coś znalazł. Gdzie ty byłeś przez
cały ten czas?
-Zamyśliłem się.-
Przyznał. To prawda, przez cały czas zaprzątał myśli pocałunkiem z Tomem. Snape
spojrzał na niego ironicznie, unosząc brew i nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo
w tym momencie przypominał ojca. Ale nic nie powiedział. Szli dalej. Zatrzymali
się przy jednym z kamiennych słupów. Obok niego stały dwie osoby a do ściany,
łańcuchami przypięty był jakiś mężczyzna. Ale trudno było go nazwać
człowiekiem. Miał poszarzałą skórę, miejscami z czarnymi plamami, przekrwione
oczy z białkami poprzecinanymi przez żyły, spękane krwawiące usta, spomiędzy
których po brodzie ściekała ślina. Długie, czarne paznokcie u rąk i nóg. Ubrany
jedynie w brudne, poszarpane szmaty. Warczał, zachrypniętym głosem, szarpał się
i rzucał, chcąc uwolnić się z kajdan.
-Witam, witam, sir.-
Zwrócił się miłym głosem Pazzo do Ghosta.
-Co to jest?- Zażądał
Harry, spoglądając na… coś.
-Hm.- Zamyślił się
przywódca mafii Healing.- Najprościej, określić to jako… żywego trupa, chyba.
Tyle, że w przeciwieństwie do tych przedstawionych w mugolskiej kulturze, ten jest
zobowiązany do wykonywania rozkazów swojego stwórcy. Posiada własną wolę,
ograniczoną do podstawowego instynktu przetrwania, tzn. zdobycie pożywienia.
Jest dość prymitywny, ale może stać się niebezpieczny gdy wydane ma konkretne
rozkazy, mimo to pozostaje… głupim stworzeniem na poziomie neandertalczyka.
-To coś jak Zombie
pod działaniem Imperiusa?- Wywnioskował Inferno.
-Można to tak określić.-
Zgodził się Pazzo.
-Wiecie jak to
zabić?- Zainteresował się Quiet.
-Avada na nie, nie
zadziała.- Odparł.- Miałem nadzieje, że ty mi powiesz, sir.
-Hm…- Namyślił się
Ghost z niebezpiecznym błyskiem w oku, celując różdżką w miotającego się
stwora.- Culter.- Tysiące noży
rozcięły ciało zombie, ale ten nadal się miotał. Spomiędzy jego rozwartych ust
wydobywało się charczące warczenie.- Sectumsempra.-
Spróbował znowu, całkowicie spokojny. Głowa denata zaczęła zwisać tak jak ta
bezgłowego Nicka, ale nadal żył. To było irytujące.- Obrzydliwe.- Stwierdził
Potter.- Nigrum Capulo.- Rzekł. Z każdej
strony sześć smoliście czarnych ścian otoczyło stwora i zaczęło się z każdą
chwilę do siebie zbliżać, zamykając go w klatce z której nie było ucieczki. Po
chwili usłyszeli dźwięk miażdżonych kości i mięśni oraz chlupot krwi. Gdy
czarna trumna zniknęła, na ziemię opadła tylko bezkształtna zakrwawiona masa w
żaden sposób nie przypominająca już człowieka. Bardziej coś, co zostało
przepuszczone przez maszynkę do mielenia mięsa w rzeźni.
-Zabiłeś to?
-Prawdopodobnie tak.-
Skinął wolno głową.
-Em… to nadal się
rusza.- Wtrącił niepewnie Vincent. Ghost i Shadow spojrzeli na drgającą masę.
-Fuj!- Wzdrygnął się
Quiet.
-Oleo. Incendio.- Syknął mściwie Harry, polewając to coś benzyną i
podpalając. Cholerstwo nadal się ruszało. Zmarszczył brwi w geście irytacji.- W
takim razie, spróbujemy z innej strony. Glaciem.-
Zamroził kupę mięcha.- Reducto.- I
wysadził w powietrze. Ku szokowi wszystkich, działania te nie przyniosły
żadnego efektu.
-Harry…- Quietus
spojrzał na swojego przyjaciela, który niewątpliwie był zdeterminowany by
pozbyć się tego czegoś z powierzchni ziemi.
-Co mu jest?- Szepnął
Robespierre do Snapea.
-On… po prostu nie
lubi nie rozumieć własnych pragnień.
-Obawiam się, że nie
rozumiem.
-Nie musisz.
-Ciekawe, czy
przeżyje po tym jak ześlę to do piekła…- Uśmiechnął się jak szaleniec, ale
słysząc chrząknięcie Vincenta uspokoił się i spojrzał na niego pytająco.
-Nie radziłbym ci
tego robić.- Rzekł blondyn.- Bo mógłbyś zabić nie tylko to coś, ale i nas.
-Phi.- Prychnął.- No
dobrze. W takim razie Pazzo!, myślisz, że możesz znaleźć jakiś sposób na
odwrócenie tego procesu?
-Nie.
-Nie?- Uniósł brew.
-W to… została
wpleciona magia twórcy.- Wyjaśnił.- Dopóki on nie zginie, nie ma mowy o zabiciu
tego czegoś. Ewentualnie można zmaltretować to tak, jak ty to zrobiłeś, wtedy
staje się nieszkodliwe, ale nie mogę zapewnić, że się w jakiś sposób nie
zregeneruje…
-Super. Wiesz, że
mogą mieć wielu stwórców?
-Cały czas obstajemy
przy tej samej magicznej sygnaturze.
-Yhym.
-Gdybyś się
dowiedział czegoś jeszcze, daj nam znać.- Powiedział Vincent.- Na przykład,
poznał tożsamość twórcy.
-To prawdopodobne, że…
-On nie żyje.-
Przerwał mu stanowczo Harry.
-Nie powinieneś się
oszukiwać, sir.
-Nie oszukuje się.-
Zaprzeczył.- Nawet jeśli wrócił, to już nie będzie ta sama osoba. Nigdy.
Ponieważ go zabiłem.
No to się porobiło. Ach ten Harry... Głupi gryfon, powinien zostać, a nie uciekać jak jakiś puchon.
OdpowiedzUsuńAle cieszę się, że w końcu COŚ zaczyna się dziać. I to zaczyna bardzo ładnie. Ach, tylko spotęgowałaś mój głód na twoje opowiadanie.
Quiet ma rację. Pasują do siebie jak bita śmietana do truskawek i jak czekolada do popcornu (to połączenie naprawdę jest przepyszne).
Ciekawe, kiedy zacznie się dziać pomiędzy nimi coś więcej... Taaak, bardzo tego chcę.
Zastanawiam się, co to za stwory, których nie można się pozbyć. One są naprawdę obrzydliwe. Aż mnie zemdliło. Biedny Harry, tak się napracował, a to coś dalej się rusza....
Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się bardzo, bardzo, bardzo szybko. Albo i jeszcze wcześniej.
Pozdrawiam,
Seya.;)
Fuj. To tyle, co mam aktualnie do powiedzenia o tym stworze. Ale przyznać muszę, że naprawdę świetnie ci wyszło opisanie całego procesu, jakiemu poddał to coś Harry.. Masz moje szczere gratulacje, także... a może szczególnie?... za to, co się stało przy Lunaparku oraz za późniejsze zachowanie Harry'ego i jego przemyślenia. To było naprawdę słodkiee.. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę ogromu weny i pędzem dalej!! ;D
Witam,
OdpowiedzUsuńoch przyłącza się i będzie prawą ręką, Voldemort boi i się kolejki, pocałunek... ech czemu ciekł...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie