Spec: Rozdział 20

-Zabrzmiałeś, jakbyś mi się oświadczał.- Zauważył z rozbawieniem Harry, ale widząc poważne spojrzenie Toma westchnął.- Czy wiesz co oznacza moja zgoda, na twoją propozycję?- Zapytał z powagą.
-Hm?
-Jeżeli zgodzę się wstąpić w szeregi twoich zwolenników…- Zaczął.- Nie zrobię tego jako Harry Potter. Nie tylko, przynajmniej. Zresztą, nawet gdybym chciał nie mógłbym w tym momencie oficjalnie zmienić stron… Zrobię to jako przywódca Spectrum, Ghost.
-Wiem to.
-Więc, moi przyjaciele i podwładni również staną po twojej stronie.
-Tak.
-Ale nie tylko oni.
-Co masz na myśli?
-Pewnie większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy, ponieważ jesteśmy wolnymi strzelcami.- Oznajmił.- Ale gdyby ktoś sporządził grafik ważności poszczególnych mafii to Spectrum stałoby zaraz pod Genesis a może nawet na równi. Posiadam władzę nad większą częścią przestępczego świata. Gdy stanę się twoim sprzymierzeńcem ty również będziesz mógł z tej władzy korzystać, ale jeśli okaże się iż to co powiedziałeś o moich rodzicach to kłamstwo, staną przeciwko tobie wszystkie mafie, gangi oraz większość magicznych stworzeń. To ryzykowny układ.
-…Zawrzyjmy go.- Zdecydował Tom, po chwili namysłu.
-Dobrze, w takim razie.- Zgodził się Harry.- Na jakich warunkach?
-Nie będziesz moim śmierciożercą.- Oznajmił.- Tylko prawą ręką, czyli będziesz stał ponad śmierciożercami. Można powiedzieć, że będziesz miał nad nimi taką samą władzę jak ja.
-Mhm.- Uśmiechnął się.- Wziąłeś sobie do serca moje słowa o niebyciu sługą.
-Zdaje sobie sprawę z twojego poziomu mocy.
-Boisz się?- Uśmiechnął się przebiegle.
-Jeszcze czego, nie schlebiaj sobie.- Prychnął Voldemort mierzwiąc mu włosy.- A z twojej strony?
-Chyba, chcę tylko Severusa.- Wzruszył ramionami. Riddle popatrzył na niego pytająco.- To ojciec Quieta…, nadal będzie robił dla ciebie eliksiry i to co robił do tej pory, ale chcę mieć ostatnie słowo co do niego.
-Tak zwana, nietykalność?- Zasugerował.
-O tak.- Przytaknął.- Shadow by się wkurzył gdyby coś się stało jego ojcu…
-Boisz się?- Powtórzył kpiąco jego słowa.
-Jeszcze czego.- Prychnął, wielce urażony Ghost.- Tak w ogóle, Sev to mój chrzestny.
-Mhm… O! I będziesz chodził na spotkania śmierciożerców.
-To chyba oczywiste.- Przytaknął.- Jako kogo masz zamiar im mnie przedstawić?
-Nie zdecydowałem jeszcze.
-Szczerze, wolałbym żeby nie wszyscy znali moją prawdziwą tożsamość.- Zmarszczył brwi.- Dotychczas nikt jej nie znał.
-Tak więc, tylko wewnętrzny krąg.
-Bez Belli.
-Zgoda, bez niej.- Poparł Tom.- To wariatka.
-W końcu to zauważyłeś.- Uśmiechnął się ironicznie.- Trochę ci to zajęło.
-Ja wiedziałem to od zawsze.- Zaprzeczył.- Po prostu umiejętnie ignorowałem ten fakt.
-Łał, oszukuj się dalej.
-Nie wiesz o wszystkim, mój drogi Harry.
-Dlaczego tak do mnie mówisz?
-Jak?
-,,Mój drogi Harry’’- Przedrzeźnił.- To trochę jak ,,mój drogi chłopcze’’ Dumbledora. Nie rozumiem, o co wam z tym chodzi? To jakiś fetysz?
-Nie, po prostu ty jesteś mój.- Oznajmił beztrosko Riddle.- A Drops niech się wali, on żyje iluzją.
-Hmmm…- Potter spojrzał na niego uważnie, po czym uśmiechnął się wrednie.- A moim zdaniem obaj jesteście prewersami.
-Nie porównuj mnie do tego starca!- Oburzył się.- Zaraz… prewersami?!
-Nie ważne.- Stwierdził nastolatek.
-Nie…
-Wiesz, że rozmawiamy o podjęciu naszej współpracy na środku ulicy gdzie każdy mógłby nas podsłuchać?
-Zaklęcie wyciszające.
-Też rzuciłem jedno.- Wyszczerzył się.- Ale to musiałby być niezwykły widok, nie? Czarny Pan alias Voldemort i płatny morderca w mugolskim lunaparku.
-LORD Voldemort.- Poprawił go pomocnie Tom.
-Jasne.- Parsknął chłopak.- Będę się już zbierał Lordzino. Musimy to kiedyś powtórzyć.
-Nie ma mowy.- Zadrżał Marvolo.- Na pewno więcej nie wsiądę do tej przeklętej kolejki…
-Ha! Nareszcie znalazłem coś czego się boisz!
-Nie boję się.- Zaprzeczył.- Mdli mnie.
-Haha.- Zaśmiał się, spoglądając na Riddla. Jego piękną twarz, delikatną cerę, miękkie włosy i niesamowite, błyszczące oczy odbijające światła nocnego miasta. Nie wiedział, że starszy czarodziej tak samo patrzy na niego. Nagle, Harry zapragnął pocałować Toma. Nie miał pojęcia skąd wzięło się u niego takie pragnienie, ale… odkąd został Ghostem, zawsze dostawał co chciał. Albo mu dawano albo sam sobie brał.
Tak więc, dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Niewiele myśląc, dotknął policzka starszego czarodzieja. Tom spojrzał na niego zaskoczony. Harry wspiął się na palce i złożył na zimnych wargach Voldemorta delikatny pocałunek. Ciało chłopaka zalała fala gorąca. Poczuł jak przebiega go dreszcz i sądząc po lekkim rumieńcu na policzkach Czarnego Pana, on poczuł to samo. Pieszczota nie trwała długo. Potter nagle oprzytomniał i odsunął się gwałtownie, patrząc na Marvola szerzej otwartymi oczyma. Ten wolno uniósł rękę i dotknął palcami swoich warg.
-Harry…
-Em, to ja już sobie pójdę. Cześć.- Spanikowany nie patrząc na Toma, odwrócił się na pięcie i deportował na środku ulicy, nie przejmując się tym iż jakiś Mugol mógł go zobaczyć.

*

Pojawił się w swoim pokoju w Navarre Castle. Od razu opadł na ogromne łóżko zasłonięte czarnym baldachimem z butelkowo-zieloną satynowa pościelą. Westchnął głośno. Paliła go twarz, na policzki wystąpiły rumieńce co było tak rzadkim zjawiskiem jak śnieg w środku lata. Ale nie mógł nic na to poradzić. Cały czas czuł pod opuszkami palców dotyk jego delikatnej, nieskazitelnej skóry, gorąco opanowujące całe ciało i te miękkie, chłodne wargi na jego niewiele cieplejszych ustach.
-Cholera…- Jęknął. Nigdy nie interesował się kobietami. Był gejem. Wiedział to chyba od zawsze. Spał nawet z kilkoma facetami, nie było to nic zobowiązującego, tylko sex…, ale wcale nie był osobą która ma ochotę pocałować pierwszego lepszego ładnego faceta! No i on nie był taki znowu ,,pierwszy lepszy’’. To Czarny Pan!
Diabelnie przystojny a nie tylko ,,ładny’’.
Właściwie, sam nie wiedział dlaczego to zrobił. To był… impuls. A uczucie kiedy ich wargi się zetknęły… nieziemskie. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego. Strasznie mu się to podobało i chciałby doświadczyć tego jeszcze raz.
Argh, nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć.
Zwykle, potrafił panować nad wszystkimi emocjami i uczuciami, nawet nad pożądaniem czy podnieceniem a teraz…
Dotknął swojej gorącej twarzy, marszcząc brwi. To nie było normalne. Nie dla niego. I czemu wcześniej niczego nie poczuł? Np. w domu strachów, kiedy trzymali się za ręce… nawet nie zwrócił na to uwagi, wydawało się normalne, naturalne.
Ale teraz jak się tak zastanowić to podobało mu się, kiedy ich dłonie były splecione.
-A niech cię cholera, Riddle…!
-Czyżby spotkanie nie przebiegło tak, jak planowałeś?- Usłyszał. Poderwał się do siadu. W drzwiach stał Quiet, oparty o framugę.
-Cześć.- Burknął, opadając z powrotem na łóżko.- Czego chcesz?
-Mój ojciec dostał list dla mnie bym przekazał go tobie od Lucjusza Malfoya.- Oznajmił, przyglądając się uważnie przyjacielowi.- Dotyczy rozprawy. Odbędzie się ona jutro o godzinie piętnastej.- Powiedział, kładąc kopertę na szafce nocnej. Usiadł na brzegu łóżka.
-Mhm… aha…
-Coś się stało?- Zapytał, lekko zdziwiony nienaturalnym zachowaniem Ghosta. Czy nie powinien teraz zacząć snuć jakiś niecnych planów przeciwko Dumbledorowi, jak to zawsze robi gdy wszystko idzie po jego myśli? Harry miał w zwyczaju planować kilkanaście kroków na przód oraz rozważać wszystkie, nawet najmniej prawdopodobne możliwości. Powinien teraz zrobić tak by rozprawa zakończyła się ich 100% sukcesem. A on tymczasem wyglądał na w ogóle niezainteresowanego.
-Jestem zdezorientowany i skołowany.- Wymamrotał.
-Ua.- Shadow rozszerzył oczy.- To zupełnie do ciebie niepodobne. Powiedz mi, co doprowadziło cię do takiego stanu?
-Pocałunek.
-Z kim?- Zmarszczył brwi.
-Ja… pocałowałem Voldemorta.
-Że słucham?!
-To dziwne?- Spytał zamiast odpowiedzi, spoglądając na przyjaciela.
-No raczej.
-Tak też myślałem.
-Dlaczego to zrobiłeś?
-Nie wiem… po prostu chciałem.- Wzruszył ramionami.- Zrobiłem to pod wpływem impulsu. Tak pięknie wtedy wyglądał…
-Ey, bo powiesz coś czego będziesz żałował.- Przerwał mu.
-Mhm.
-A jak on zareagował?
-Nie wiem, uciekłem.
-Hm…- Przyłożył mu dłoń do czoła a Harry spojrzał na niego z wyrzutem.
-Co robisz?
-Nie masz gorączki.
-Dlaczego miałbym mieć?
-To nie w twoim stylu, uciekać.- Wyjaśnił.
-To było… nieplanowane.- Przyznał z westchnięciem.
-Wiesz.- Zachichotał.- Nie możesz wszystkiego przewidzieć.
-Owszem mogę.- Naburmuszył się.
-Teraz zachowujesz się jak dziecko.- Zauważył Snape a Potter pokazał mu język.- Ale wiesz, nie dziwi mnie to, że cię zauroczył. Jesteście do siebie cholernie podobni z charakteru a on jest naprawdę przystojny. To była tylko kwestia czasu.
-Och, a więc ty możesz wszystko przewidzieć?- Sarknął.
-Nie jestem Trelawney.
-Phi, tak jakby ona mogła cokolwiek przewidzieć.
-Nie zmieniaj tematu.
-A do czego zmierzasz?
-Pasujecie do siebie.- Powiedział po prostu, wzruszając ramionami. Harry patrzył na niego przez chwilę.
-Przeczucie?
-Dedukcja.- Shadow uśmiechnął się ironicznie a Potter prychnął.
-Też coś.
-Wiesz jak to mówią, miłość… od pierwszego wejrzenia, nie?- Kontynuował.- Wampirów nie ciągnie do siebie w czasie pełni bez powodu.
-Moment w którym pierwszy raz się zobaczyliśmy…- Ghost udał, że się namyśla.- Ach, tak. Ja miałem wtedy jedenaście lat a jego twarz wystawała z tyłu głowy śmierdzącego czosnkiem profesora od OPCMu.
-Ee… cóż… po prostu mi zaufaj.- Quietus poklepał go po ramieniu, nie będąc pewnym co więcej może powiedzieć. Potter westchnął.

*

Ghost zamrugał kilka razy i rozejrzał się dookoła. Był pod mostem, niedaleko rzeki. Było ciemno, noc. Obok niego szedł Quietus. Oboje mieli na sobie płaszcze Spectrum, ale maski trzymali w rękach.
-Shadow.- Odezwał się.
-Hm?- Przyjaciel spojrzał na niego.
-Co ja tutaj robię?- Chciał wiedzieć.
-Telefon od Pazzo.- Wyjaśnił.- Inferno powiedział, że podobno coś znalazł. Gdzie ty byłeś przez cały ten czas?
-Zamyśliłem się.- Przyznał. To prawda, przez cały czas zaprzątał myśli pocałunkiem z Tomem. Snape spojrzał na niego ironicznie, unosząc brew i nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo w tym momencie przypominał ojca. Ale nic nie powiedział. Szli dalej. Zatrzymali się przy jednym z kamiennych słupów. Obok niego stały dwie osoby a do ściany, łańcuchami przypięty był jakiś mężczyzna. Ale trudno było go nazwać człowiekiem. Miał poszarzałą skórę, miejscami z czarnymi plamami, przekrwione oczy z białkami poprzecinanymi przez żyły, spękane krwawiące usta, spomiędzy których po brodzie ściekała ślina. Długie, czarne paznokcie u rąk i nóg. Ubrany jedynie w brudne, poszarpane szmaty. Warczał, zachrypniętym głosem, szarpał się i rzucał, chcąc uwolnić się z kajdan.
-Witam, witam, sir.- Zwrócił się miłym głosem Pazzo do Ghosta.
-Co to jest?- Zażądał Harry, spoglądając na… coś.
-Hm.- Zamyślił się przywódca mafii Healing.- Najprościej, określić to jako… żywego trupa, chyba. Tyle, że w przeciwieństwie do tych przedstawionych w mugolskiej kulturze, ten jest zobowiązany do wykonywania rozkazów swojego stwórcy. Posiada własną wolę, ograniczoną do podstawowego instynktu przetrwania, tzn. zdobycie pożywienia. Jest dość prymitywny, ale może stać się niebezpieczny gdy wydane ma konkretne rozkazy, mimo to pozostaje… głupim stworzeniem na poziomie neandertalczyka.
-To coś jak Zombie pod działaniem Imperiusa?- Wywnioskował Inferno.
-Można to tak określić.- Zgodził się Pazzo.
-Wiecie jak to zabić?- Zainteresował się Quiet.
-Avada na nie, nie zadziała.- Odparł.- Miałem nadzieje, że ty mi powiesz, sir.
-Hm…- Namyślił się Ghost z niebezpiecznym błyskiem w oku, celując różdżką w miotającego się stwora.- Culter.- Tysiące noży rozcięły ciało zombie, ale ten nadal się miotał. Spomiędzy jego rozwartych ust wydobywało się charczące warczenie.- Sectumsempra.- Spróbował znowu, całkowicie spokojny. Głowa denata zaczęła zwisać tak jak ta bezgłowego Nicka, ale nadal żył. To było irytujące.- Obrzydliwe.- Stwierdził Potter.- Nigrum Capulo.- Rzekł. Z każdej strony sześć smoliście czarnych ścian otoczyło stwora i zaczęło się z każdą chwilę do siebie zbliżać, zamykając go w klatce z której nie było ucieczki. Po chwili usłyszeli dźwięk miażdżonych kości i mięśni oraz chlupot krwi. Gdy czarna trumna zniknęła, na ziemię opadła tylko bezkształtna zakrwawiona masa w żaden sposób nie przypominająca już człowieka. Bardziej coś, co zostało przepuszczone przez maszynkę do mielenia mięsa w rzeźni.
-Zabiłeś to?
-Prawdopodobnie tak.- Skinął wolno głową.
-Em… to nadal się rusza.- Wtrącił niepewnie Vincent. Ghost i Shadow spojrzeli na drgającą masę.
-Fuj!- Wzdrygnął się Quiet.
-Oleo. Incendio.- Syknął mściwie Harry, polewając to coś benzyną i podpalając. Cholerstwo nadal się ruszało. Zmarszczył brwi w geście irytacji.- W takim razie, spróbujemy z innej strony. Glaciem.- Zamroził kupę mięcha.- Reducto.- I wysadził w powietrze. Ku szokowi wszystkich, działania te nie przyniosły żadnego efektu.
-Harry…- Quietus spojrzał na swojego przyjaciela, który niewątpliwie był zdeterminowany by pozbyć się tego czegoś z powierzchni ziemi.
-Co mu jest?- Szepnął Robespierre do Snapea.
-On… po prostu nie lubi nie rozumieć własnych pragnień.
-Obawiam się, że nie rozumiem.
-Nie musisz.
-Ciekawe, czy przeżyje po tym jak ześlę to do piekła…- Uśmiechnął się jak szaleniec, ale słysząc chrząknięcie Vincenta uspokoił się i spojrzał na niego pytająco.
-Nie radziłbym ci tego robić.- Rzekł blondyn.- Bo mógłbyś zabić nie tylko to coś, ale i nas.
-Phi.- Prychnął.- No dobrze. W takim razie Pazzo!, myślisz, że możesz znaleźć jakiś sposób na odwrócenie tego procesu?
-Nie.
-Nie?- Uniósł brew.
-W to… została wpleciona magia twórcy.- Wyjaśnił.- Dopóki on nie zginie, nie ma mowy o zabiciu tego czegoś. Ewentualnie można zmaltretować to tak, jak ty to zrobiłeś, wtedy staje się nieszkodliwe, ale nie mogę zapewnić, że się w jakiś sposób nie zregeneruje…
-Super. Wiesz, że mogą mieć wielu stwórców?
-Cały czas obstajemy przy tej samej magicznej sygnaturze.
-Yhym.
-Gdybyś się dowiedział czegoś jeszcze, daj nam znać.- Powiedział Vincent.- Na przykład, poznał tożsamość twórcy.
-To prawdopodobne, że…
-On nie żyje.- Przerwał mu stanowczo Harry.
-Nie powinieneś się oszukiwać, sir.
-Nie oszukuje się.- Zaprzeczył.- Nawet jeśli wrócił, to już nie będzie ta sama osoba. Nigdy. Ponieważ go zabiłem.

3 komentarze:

  1. No to się porobiło. Ach ten Harry... Głupi gryfon, powinien zostać, a nie uciekać jak jakiś puchon.
    Ale cieszę się, że w końcu COŚ zaczyna się dziać. I to zaczyna bardzo ładnie. Ach, tylko spotęgowałaś mój głód na twoje opowiadanie.
    Quiet ma rację. Pasują do siebie jak bita śmietana do truskawek i jak czekolada do popcornu (to połączenie naprawdę jest przepyszne).
    Ciekawe, kiedy zacznie się dziać pomiędzy nimi coś więcej... Taaak, bardzo tego chcę.
    Zastanawiam się, co to za stwory, których nie można się pozbyć. One są naprawdę obrzydliwe. Aż mnie zemdliło. Biedny Harry, tak się napracował, a to coś dalej się rusza....
    Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się bardzo, bardzo, bardzo szybko. Albo i jeszcze wcześniej.
    Pozdrawiam,
    Seya.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fuj. To tyle, co mam aktualnie do powiedzenia o tym stworze. Ale przyznać muszę, że naprawdę świetnie ci wyszło opisanie całego procesu, jakiemu poddał to coś Harry.. Masz moje szczere gratulacje, także... a może szczególnie?... za to, co się stało przy Lunaparku oraz za późniejsze zachowanie Harry'ego i jego przemyślenia. To było naprawdę słodkiee.. :D
    Pozdrawiam, życzę ogromu weny i pędzem dalej!! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    och przyłącza się i będzie prawą ręką, Voldemort boi i się kolejki, pocałunek... ech czemu ciekł...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń