Wysoki, przystojny
mężczyzna wypadł przez przejście w ścianie na peron 9¾. Potknął się w progu,
ale udało mu się utrzymać równowagę podskakując na jednej nodze. Odetchnął.
Miał lekko kręcone złote blond włosy, perłową cerę i duże, piękne niesamowicie
lazurowe oczy, głębokie jak niebo. Ubrany był w czarną koszulę ze stójką,
niebieskim krawatem, białą kamizelką i spodnie oraz długi do kolana czarny,
skórzany płaszcz oraz takie same buty, na delikatnym obcasie. Za sobą ciągnął
walizkę a na ramieniu zawieszoną miał torbę. Rozejrzał się dookoła. Z jakiegoś
nieznanego mu powodu pociągu nie było na stacji.
Przyszedł za
wcześnie?
Nieznanego, do czasu
aż ujrzał znikający za najbliższym wzgórzem ogon dymu z komina. Krzyknął,
rzucając się biegiem w tamtą stronę.
-Aa! Czekajcie na
mnie!- Wołał, ale oczywistym było iż nie może zostać usłyszany. Dobiegł aż do
końca peronu i westchnął ze zrezygnowaniem.- No świetnie! Musiałem się
spóźnić…, przecież pamiętałem, żeby nastawić budzik!- Mamrotał pod nosem,
przeklinając własną głupotę. Powlókł się z powrotem na peron, powłócząc nogami.
Podszedł do jednej z ławek i usiadł na niej z westchnięciem. Świetnie! Rok
szkolny się jeszcze nie zaczął a on już jest spóźniony. No i jak on teraz
dostanie się do Hogwartu?
Mógłby pójść pieszo,
ale to taki kawał drogi…
Blondyn nie zauważył,
że obok niego ktoś siedział. Nie zauważył tego, dopóki ta osoba się nie
odezwała.
-Hey.- Podskoczył
zaskoczony, podrywając głowę i spoglądając na siedzącego obok niego może
dwunastoletniego chłopca. Miał burzę smoliście czarnych włosów z opadającą na
twarz grzywką, nieskazitelną mlecznobiałą cerę, pełne wiśniowe usta i duże,
soczyście zielone oczy otoczone kaskadami grubych rzęs. Wyraz twarzy dziecka
był obojętny a spojrzenie nieodgadnione. Nosił białą koszulę z podwiniętymi
rękawami i postawionym kołnierzem, wokół szyi zawiązaną miał w kokardkę cienką,
zieloną wstążkę, czarną kamizelkę, tego samego koloru rybaczki oraz wysokie pod
kolana ciężkie, czarne buty ze srebrnymi klamrami. Na kolanach trzymał dużą,
grubą książkę w twardej, skórzanej oprawie koloru brązowego. Wyglądał jak lalka
wykonana z porcelany.
-Aa!- Krzyknął
blondyn zaskoczony.- C-c-co jest…?
-Idiota.- Stwierdził
jakby od niechcenia, nieznajomy.
-Ha?!
-Ty, wiesz co to jest
świstoklik?- Zapytał, przechylając lekko głowę i patrząc na starszego mężczyznę
z lekkim zaciekawieniem.
-He? Oczywiście, że
wiem!- Wykrzyknął, otrząsając się z początkowego szoku.
-To dobrze.-
Stwierdził brunet, zamykając opasłe tomiszcze i zeskakując z ławki. Jego buty
zastukały na betonie, gdy przeszedł krok by stanąć naprzeciwko blondyna. Znikąd
w ręce chłopca pojawiła się różdżka. Bez słowa, jej machnięciem zmniejszył
bagaż mężczyzny do wielkości pudełka zapałek, po czym spojrzał na niego
wyczekująco.
-Co?
-Podnieś to.-
Rozkazał z cichym westchnięciem. Zdezorientowany blondyn chwycił swój
pomniejszony bagaż i schował go do kieszeni spodni.
-Dobrze.- Stwierdził
brunet, wyciągając spomiędzy stronnic książki podłużną, czerwoną zakładkę
której spóźnialski wcześniej nie zauważył.- Chwyć ją.- Polecił, wyciągając przedmiot
na wyprostowanej ręce, samemu nadal go trzymając. Gdy tylko ręka mężczyzny
niepewnie złapała zakładkę obaj poczuli szarpnięcie w okolicy pępka i zniknęli
w wirze mieszających się kolorów.
*
Wylądowali na wzgórzu
przed czarną, żelazną bramą. Za nią rozciągała się kamienna ścieżka, prowadząca
do ogromnego, majestatycznego zamku.
Brunet bez słowa
ruszył w jego kierunku, nawet nie patrząc czy towarzysz za nim podąża co ten
oczywiście zrobił, nie chcąc zostać w tyle.
-Hej, czekaj!-
Zawołał blondyn, zrównując się z chłopcem.- Jak się nazywasz? Ja jestem Hugh
Anthony Disward. Możesz mówić mi Huey.
-Harry Potter.-
Odpowiedział obojętnym tonem.
-Dyrektor cię po mnie
wysłał?- Zainteresował się, chociaż było to trochę głupie pytanie. Przecież jak
na razie nie był spóźniony, pociąg na pewno jeszcze nie dojechał na stacje w
Hogsmeade.
-Nie.
-Więc… też się
spóźniłeś?- Zgadł.
-Nie.
-Jesteś ty w ogóle
uczniem Hogwartu?
-Tak.
-W takim razie
dlaczego zostałeś na peronie?- Zapytał.- Nie powinieneś czasami jechać razem z
innymi uczniami?
-Tak.
-Więc, dlaczego tego
nie zrobiłeś?
-Ponieważ wiedziałem,
że ty się spóźnisz.
-Skąd?- Otworzył
szerzej oczy.
-Bo to do ciebie
podobne.
-Znasz mnie?-
Zapytał, ale tym razem nie otrzymał odpowiedzi.- Hej! Powiedz, co miałeś na
myśli? Harry? No!- Przez resztę drogi próbował to z niego wyciągnąć, ale
chłopiec milczał jak zaklęty. Hugh dał sobie spokój dopiero na chwilę przed tym
jak dotarli do wrót szkoły. Wspięli się po kamiennych schodach i przeszli przez
duże, dębowe drzwi prowadzące go hali wejściowej.
Tam ku zaskoczeniu
blondyna, czekał na nich nie kto inny jak dyrektor, Albus Dumbledore.
-Ach, witam moi
drodzy.- Uśmiechnął się przyjaźnie.
-Dzień dobry.-
Odpowiedział Huey a Harry w ogóle się nie odezwał, wyglądając na znudzonego.
-Widzę, że udało ci
się bezpiecznie sprowadzić pana Diswarda, Harry.- Zwrócił się do swojego ucznia
przez którego został zignorowany.
-A więc to jednak pan
go po mnie wysłał.- Powiedział Huey.- Skąd pan wiedział, że nie zdążę na
pociąg?
-Nie wiedziałem.
-Słucham?
-Harry sam postanowił
po ciebie pójść, mój drogi.- W oczach dyrektora błyszczały te irytujące iskierki
dające do zrozumienia, że wie więcej niż ty, ale nie zamierza ci niczego
powiedzieć.
-Ale, skąd…
-To pytanie
powinieneś skierować do niego.
-Acha.- Rozejrzał
się, ale dwunastolatek gdzieś zniknął.- A gdzie on jest?- Zmarszczył brwi.
-Pan Potter odszedł
do biblioteki.- Oznajmiła Minerwa, pojawiając się znikąd za Hughem a ten
odwrócił się gwałtownie o mało nie schodząc na zawał na jej widok.
-T-tak w ogóle… to
dlaczego ten uczeń tutaj jest?- Chciał wiedzieć.- Nie powinien przyjechać razem
z innymi…?- Zasugerował.
-Pokarze panu pańskie
komnaty, profesorze Disward.- Rzekła ignorując jego wcześniejsze pytanie i
ruszając przed siebie w stronę schodów. Dyrektor również gdzieś zniknął, więc
Huey chcąc nie chcąc, podążył za nauczycielką Transmutacji.
*
Jego komnaty
połączone z gabinetem przez który mógł przejść do Sali znajdowały się na drugim
piętrze. Były ładnie urządzone i nie widział powodu by cokolwiek zmieniać,
zwłaszcza, że nie wiedział na jak długo tutaj zostanie.
Wyciągnął z kieszeni
swoje pomniejszone bagaże i położył je na łóżku. Powiększył oba machnięciem
różdżki. Minerwa powiedziała mu, że kolacja podawana jest o dwudziestej, tak
więc miał jeszcze dużo czasu, całe dziewięć godzin.
Postanowił się
rozpakować i tak też zrobił, ale nie skupiał się za bardzo na wykonywanych
przez siebie czynnościach. Cały czas siedział mu w głowie obraz
przypominającego lalkę chłopca. Zdawało mu się, że skądś go znał, ale za nic
nie potrafił sobie przypomnieć gdzie go wcześniej widział.
-Kwiatku.- Zawołał,
siadając w fotelu przed kominkiem niewielkiego saloniku. Zaraz przed nim
pojawił się jeden ze skrzatów domowych. McGonnagal kazała mu zawołać go, gdyby
czegoś potrzebował.
-Tak, w czym Kwiatek
może pomóc, sir?
-Mógłbyś zrobić mi
herbaty?- Poprosił.- Wiśniowej.
-Tak jest, Kwiatek
zrobi.- Stworzonko skłoniło się i zniknęło. Huey siedział przez chwilę w ciszy,
po czym poluźnił krawat i rozpiął dwa guziki koszuli. Wyciągnął spod niej złoty
klucz, nie pasujący do żadnych drzwi, zawieszony na złotym łańcuszku. Przyjrzał
mu się uważnie, ale jednocześnie wcale nic nie widząc tak jak robił wiele razy
w przeszłości. Zostały na nim wygrawerowane jakieś słowa, ale teraz nie
potrafił ich przeczytać, choć był pewien iż były w języku angielskim.
Wiele razy pytał
dziadka, od którego dostał ten skarb, ale tamten również niczego nie wiedział
albo po prostu nie chciał powiedzieć. Później zmarł a Huey jako, że profesor
Dumbledore był bliskim przyjacielem jego dziadka, przyjął ofertę pracy w
Hogwarcie.
Pojawił się skrzat z
zamówioną herbatą a pomieszczenie wypełniło się przyjemnym zapachem gorącego
napoju i naleśników o które wcale nie prosił.
Ale szczerze to był
głodny, nie odmówi.
*
-A teraz pragnę
przedstawić wam nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.- Oznajmił
radośnie Dumbledore podczas powitalnej uczty na którą, o dziwo, Hueymu udało
się nie spóźnić.- Oto profesor Hugh Anthony Disward!- Wskazał blondyna, który
wstał i ukłonił się lekko. Na Sali rozległy się brawa. Z jednych stołów
głośniejsze a z innych takie od niechcenia. Uczniowie zieloni, jak nazwał
Ślizgonów, wyglądali na niechętnych w stosunku do niego, ale czerwoni
uśmiechali się do swojego nowego nauczyciela. Nie był pewien czym to było spowodowane, ale nie zamierzał
narzekać. Gdy zajął z powrotem swoje miejsce, rozejrzał się po Sali szukając
czarnej czupryny oraz tych niesamowicie zielonych oczu, ale nie znalazł ich
przy żadnym ze stołów.
-Przepraszam.-
Zagadnął do siedzącej obok niego profesor McGonnagal.
-Tak?
-Gdzie jest ten
chłopiec który mnie tutaj przyprowadził?
-Masz na myśli
Harrego Pottera?
-Tak.
-Cóż… pan Potter
rzadko pokazuje się na posiłkach.- Oznajmiła sceptycznie nauczycielka.- Ale bez
obaw. Nie ma w zwyczaju opuszczania lekcji.
-Acha…- Mruknął i
zabrał się za jedzenie. Dokończył kolacje ignorując mordercze spojrzenia
posyłane mu przez ubranego na czarno nauczyciela eliksirów. O co temu facetowi
chodziło? Przecież nic mu nie zrobił, co nie?
Zapowiada się bardzo ciekawa historia. Harry dziwnym, inny, skryty w sobie i jakoś nikogo to nie dziwi. I nowy nauczyciel, seksownie. Tak mam nadzieje, że Harry go zdominuje w każdym sensie.
OdpowiedzUsuńNauczyciel i to obrony a świstoklika jakoś nie umie zrobić.
\Czyżby Harry przewidywał przyszłość?
Bardzo to ciekawe i czekam na kolejny rozdział
Witam,
OdpowiedzUsuńpodoba mi się Harry taki obojętny, odrodzili się ale Hay nie pamięta niczego, za to Harry tak, ach jest nauczycielem ciekawe...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Jaka szkoda, że przestałaś pisać to opowiadanie :(
OdpowiedzUsuń